środa, 30 listopada 2011

JUŻ JEST! Mój pierwszy KissBox

Kurier zaskoczył mnie w pracy dosłownie kilkanaście minut temu. :) Dotarły długo wyczekiwane KissBoxy. Same zobaczcie!











Podoba wam się przesyłka? Uważacie, że warto? Ja jestem bardzo zadowolona z lakieru i olejku do masażu, z kolei peeling i krem jakoś do mnie nie trafiają. Wolałabym też, żeby jednak były to bardziej znane i dostępne marki. Czy Box jest warty 25 zł? Same oceńcie. Ja jeszcze nie wiem czy zamówię kolejne... a wy?

Em

wtorek, 29 listopada 2011

Ankieta: Konkurs Essence Circus Circus LE

Witajcie! Już wkrótce w sieci perfumerii Douglas powinna pojawić się nowa edycja limitowana Essence Circus Circus. Jak wiecie, przy okazji zakupów zawsze staram się wziąć też coś dla was.


W przypadku ostatniej limitowanki - Vampire's Love do wygrania był (wciąż jest) rozświetlacz.

Co tym razem najbardziej chcielibyście wygrać? Możecie oczywiście zaznaczyć kilka odpowiedzi, jeśli kilka produktów interesuje was w równej mierze. :) Całą edycję limitowaną znajdziecie w TEJ notce z zapowiedzią.




Em

piątek, 25 listopada 2011

Moja bransoletka Charms

Mam dosłownie chwilę na napisanie tego posta, więc będzie krótko i zwięźle. :) Na blogu możecie zauważyć chwilowy przestój, a to dlatego, że jestem teraz w Paryżu (zerknijcie do poprzedniego wpisu). Po powrocie notki będą się już pojawiać regularnie.

Dziś chciałabym wam pokazać bransoletkę, którą wygrałam na blogu Karo - Charlize Mystery. Mogłam wybrać sobie dowolny kolor, materiał, zawieszkę i grawer. Dość długo się nad wszystkim zastanawiałam, ale wyszło idealnie! Mam wersję z plecionym rzemieniem w kolorze naturalnym.



Muszę przyznać, że jestem nią zachwycona. Wszystkie elementy są bardzo dobrej jakości, a grawer ładnie zrobiony. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić.

Bransoletka zapakowana jest w tekturowe pudełko przewiązane kokardką (którą oczywiście zgubiłam zanim zabrałam się za robienie zdjęć), więc jest to świetny pomysł na prezent.



Przyznam, że sama raczej nie zdecydowałabym się na wydanie takiej sumy. A przynajmniej wcześniej bym tego nie zrobiła, bo bransoletka tak mi się podoba, że kto wie... może kiedyś z jakiejś okazji kupię sobie kolejną? Albo podaruję komuś bliskiemu? :)

Jeśli jesteście zainteresowane, bransoletki można zamówić na stronie www.dedicated-charms.pl.

Jak wam się podoba? :)
Em

środa, 23 listopada 2011

Podróże: Paryż (listopad 2011)

Kiedy wy to czytacie, ja siedzę właśnie w samolocie lecącym do jednego z moich ulubionych miejsc na świecie, żeby spędzić w nim swoje urodziny. :)

www.travel-in-paris.com



Nie będzie to moja pierwsza wizyta w Paryżu, ale w mieście tym jestem całkowicie zakochana i cieszę się, że po raz kolejny mam możliwość tam wrócić!

Mam oczywiście zamiar napaść też na parę drogerii i... może przywiozę coś dla was? :)
Do zobaczenia!

Em

sobota, 19 listopada 2011

Swatches: Essence Vampire's Love

Na początku mój blog składał się prawie wyłącznie z notek opisujących kolejne nowe edycje limitowane Essence. Wczoraj w Naturach pojawiła się seria Vampire's Love, więc czas powrócić do korzeni i dodać kolejny wpis-tasiemiec.


Według mnie VL jest jedną z fajniejszych edycji limitowanych w tym roku. Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, chciałam dosłownie wszystko. Na szczęście wkładając kolejne produkty do koszyka postanowiłam jednak coś opuścić... Miejsca w mojej kolekcji nie znalazł puder do rzęs i czarny lakier do paznokci. Pierwszy ze względu na wiele negatywnych opinii, a drugi zwyczajnie przez ilość już istniejących w mojej kolekcji lakierów w tym odcieniu.


Najbardziej chyba ucieszyłam się z lipstainów.

Produkty mają 8,5 ml, zostały wyprodukowane w Polsce, są ważne 6 miesięcy od otwarcia i kosztują 8,99 zł. Od jakiegoś czasu lipstainy dość często goszczą na moich ustach ze względu na wygodę - są długotrwałe i nie zostawiają śladów na niczym i nikim. ;) Te z edycji Essence You Rock! zaczęły już wysychać (warto dodać, że miały tylko 1,8 ml!) i rozglądałam się za czymś nowym.


Aplikacja jest całkiem niezła. Ja najpierw nanoszę kosmetyk na wargi, a potem precyzyjnie rozcieram go palcem. Produkt jest naprawdę długotrwały... co można zobaczyć próbując domyć potem ręce. :) Bałam się trochę tego fioletowego odcienia na ustach, jednak okazał się być nawet mniej kryjący niż różowy. Z pewnością wciąż nie jest to dla mnie kolor na co dzień, ale na imprezę - czemu nie! :)

01 Bloody Mary
Kolor na zdjęciu jest niestety odrobinę przekłamany. Tu wygląda trochę bardziej na róż, podczas gdy w rzeczywistości odcień jest podobny do swatcha na ręce (zdjęcie powyżej).

02 True Love
Ten odcień jest bardzo mocny, kryjący i rzuca się w oczy. Wciąż bardziej jest to więc produkt na imprezę, a nie wizytę w pracy lub szkole. ;)


Od początku wiedziałam też, że na pewno kupię (kolejny) puder rozświetlający.

Produkt ma 8,5 g, został wyprodukowany w Polsce, jest ważny 24 miesiące od otwarcia i kosztuje 12,99 zł. Rozświetlaczy nigdy za wiele, prawda? Ja swoich nie zużyję z pewnością do końca życia...

Muszę przyznać, że efekt mnie zaskoczył. Spodziewałam się, że puder będzie składał się głównie z drobinek. Tymczasem rozświetlacz ma wykończenie satynowe (choć złote drobinki wciąż tam są). Ładnie rozświetla kości policzkowe, jednak używałabym go raczej na wieczór, lub w ciągu dnia pod łuk brwiowy.

Sporo mówiło się o tym, że odcień pudru jest dość ciemny. Według mnie można go porównać do AOH, jednak to nie ma tak naprawdę dużego znaczenia, bo i tak tego koloru nie widać na twarzy (widać za to rozświetlenie i drobinki).


Nie do końca byłam przekonana do różu w żelu.

Produkt ma 13 ml, został wyprodukowany w Polsce, jest ważny 12 miesięcy od otwarcia i kosztował 10,99 zł. Przede wszystkim muszę napisać, że jestem zachwycona opakowaniem. Jest wygodne, funkcjonalne i bardzo higieniczne. Trzeba co prawda uważać, by nie wycisnąć zbyt dużej ilości produktu, ale poza tym nie mam zastrzeżeń.


Nie do końca odpowiadał mi kolor. Mam cenę naczynkową i bałam się, że taki odcień (różowo-różowy róż) tylko to podkreśli. Jednak jeśli najpierw nałożę podkład, a na niego niewielką ilość produktu, efekt jest bardzo ładny. Pasuje mi zwłaszcza na zimę - blada cera i takie zaróżowione policzki. :) Do aplikacji zdecydowanie bardziej niż palce nadaje się pędzel. Z jego pomocą możemy równomiernie nałożyć kosmetyk i uniknąć efektu klauna. Kolor można bez problemu stopniować nakładając kolejne warstwy. Trzeba wspomnieć o tym, że róż jest piekielnie trwały. Był widoczny na twarzy jeszcze po użyciu mleczka do demakijażu, za to bez problemu zmyłam go potem za pomocą żelu.


Chciałam odpuścić sobie paletę cieni, ale ostatecznie i tak wylądowała w moim koszyku.

Produkt ma 4 g, został wyprodukowany w Polsce, jest ważny 24 miesiące od otwarcia i kosztuje 16,99 zł. Opakowanie jest porządnie wykonane i jest takie jak w przypadku limitowanki I Love Berlin. Zastanawiam się, czy za jakiś czas nie przeniosę cieni do palety megnetycznej, a z tej nie zrobię paletki podróżnej.



Ten oliwkowy odcień tak mnie kusił... Cienie są nałożone na bazę Catrice i na skórze dają bardzo ładny efekt. Jeszcze nie wiem jak będą sobie radzić na oku, ale mam nadzieję, że zmaluję nimi parę ładnych rzeczy. :) Niektóre nakłada się dość ciężko - zwłaszcza moją ulubioną oliwkę, ale może jakoś je rozpracuję. Pigmentacja jest dość dobra, zwłaszcza jak na cienie Essence, ale Inglot to to nie jest. :)


Nie było możliwości, żebym pominęła lakiery do paznokci.

Produkty mają 10 ml, zostały wyprodukowane we Francji i kosztują 6,99 zł. Z każdym kolejnym swatchem, który pokazywał się w internecie, byłam coraz bardziej zachwycona tymi odcieniami. Po prostu musiałam je mieć! Jak zaraz zobaczycie, nie mam w kolekcji właściwie nic podobnego.

01 Gold Old Buffy


02 Into The Dark


03 True Love




04 The Dawn Is Broken




Decyzja o zakupie perfum była całkowicie spontaniczna.

Produkt ma 50 ml, został wyprodukowany we Francji i kosztuje 29,99 zł. Wystarczyło, że psiknęłam z testera na nadgarstek i właściwie od razu wiedziałam, że chcę mieć ten zapach w swojej kolekcji. To drobiazgi, ale plusem dla mnie jest to, że produkt jest zapakowany w folię (wreszcie mamy pewność, że nikt nie pchał do niego w sklepie paluchów)...

... za to nie podoba mi się to, że napisy na buteleczce prawdopodobnie nie będą zbyt trwałe. 

Sam flakonik jest według mnie całkiem zgrabny i podoba mi się jego cieniowanie. Mimo wszystko nie zachwyca mnie, no ale w końcu najważniejszy jest zapach. :)


Jak już nie raz wspominałam, w opisywaniu perfum jestem beznadziejna, więc musi wam wystarczyć tylko parę słów. Zdecydowanie są bardzo słodkie i z czymś mi się kojarzą. Po paru godzinach do głowy przyszła mi bombka V&R (Flowerbomb), której niestety nie posiadam, więc nie mogę ich dokładnie porównać. Nie wiem też czy to skojarzenie nie jest zupełnie chybione. Zresztą co ja wam będę opowiadać... I tak same musicie wykorzystać w drogerii tester i zdecydować czy jest to zapach dla was czy nie. Trwałość jest dobra! Myślę, że w zimie będę ich często używać. :)

 

Co według mnie warto kupić z edycji Vampire's Love? Wszystko! :) A tak naprawdę to... nie żałuję chyba żadnego zakupu. Zachwycona jestem odcieniami lakierów (Into The Dark przypomina mi rozgwieżdżone niebo..., True Love także wygląda przepięknie). Ciekawy jest róż do policzków, to w końcu coś nowego. :) Lipstainów będę używać bardzo często, rozświetlacz przyda się zawsze, perfumy są świetne na zimę...

Wybierzcie coś dla siebie!

Em

P.S. Oczywiście jeśli macie jakieś dodatkowe pytania, zadawajcie je w komentarzach!

wtorek, 15 listopada 2011

Polecam: Synergen Soft-Peeling, peeling do twarzy dla skóry wrażliwej

Dawno już wam niczego nie polecałam. Ostatnio blog zdominowały zimowe nowości kosmetyczne i nie tylko (Isana, Isana, Coffeeheaven), a także mniej przyjazny post o tym, czym podpadł mi QueenBox.

Dlatego też dziś napiszę parę słów o produkcie, który nie tylko świetnie działa, ale także kosztuje niewiele i jest dostępny w każdym Rossmannie.


Peeling występuje w dwóch wersjach - różowej do skóry wrażliwej i niebieskiej do skóry zanieczyszczonej (choć spotkałam się z opiniami, że niczym się one od siebie nie różnią). Ta pierwsza, nie wiedzieć czemu, jest tańsza i kiedy ja dokonywałam zakupu kosztowała ok. 5 zł. Opakowanie jest estetyczne i ładnie wygląda na półce z kosmetykami.


Produkt posiada dwa rodzaje drobinek - duże, przezroczyste i mniejsze, czerwone. Są one dość ostre i właśnie to najczęściej zarzuca się temu peelingowi - że ścieranie jest zbyt mocne. Mnie z kolei bardzo to odpowiada, mimo że mam skórę suchą.


Efekt powala. Skóra po zastosowaniu peelingu jest delikatna i gładka jak nigdy. Za każdym razem jestem na nowo zachwycona tym, co produkt robi z moją cerą.


Peeling stosuję maksymalnie raz w tygodniu, choć producent zaleca robić to częściej. Jest to jednak na tyle mocny produkt, że obawiałabym się podrażnienia skóry. Wbrew zapewnieniom z pewnością nie jest to też delikatne oczyszczenie, jeśli macie cerę suchą lub wrażliwą, uważajcie by nie trzeć twarzy drobinkami zbyt mocno.


Warto wypróbować ten peeling, bo spisuje się świetnie, a kosztuje zaledwie parę złotych. Według mnie będzie dobry dla każdego rodzaju cery, trzeba tylko umiejętnie go stosować.

Em