środa, 29 stycznia 2014

Moje wyprzedażowe zakupy

Zimowe wyprzedaże trwają już miesiąc i niedługo prawdopodobnie skończą się całkowicie. Przyznam, że od paru lat staram się racjonalnie podchodzić do takich okazyjnych zakupów i czekać do jak największych przecen. W tym roku mimo kilku godzin spędzonych w różnych galeriach wybrałam coś dla siebie tylko w dwóch sklepach - Bath & Body Works i Oysho.

W Bath & Body Works udało mi się dorwać świecę i mydło w piance o zapachu Fresh Balsam, czyli choinki :) Bardzo się z tego cieszę, ale oba produkty poczekają aż do listopada, bo teraz już zupełnie nie czuję świątecznego klimatu.

Jeśli chodzi o Oysho, to zdecydowanie jeden z moich ulubionych sklepów z ubraniami. Zawsze podoba mi się tam mnóstwo rzeczy, jednak regularne ceny są według mnie zdecydowanie za wysokie. 200 zł za sweter albo 100 zł za koszulkę do spania? Nie warto przepłacać, bo podczas wyprzedaży ceny ostro spadają w dół.






W tym roku udało mi się kupić dwie super wygodne koszulki do spania, grube legginsy połączone z mini spódniczką (niezastąpione, jeśli w środku zimy musimy ubrać sukienkę - zapobiegają odmrożeniu tyłka), zwykłe legginsy, saszetkę do biegania (jedyną, która mieści mój ogromny telefon!) i luźny sweter, który miałam na oku już od dłuższego czasu. Ze wszystkiego jestem bardzo zadowolona i wciąż czekam na kolejne obniżki, bo mam ochotę na jeszcze kilka rzeczy, których cena jest jednak wciąż zbyt wysoka.

Powiem wam, że faceci na zakupach mają dużo lepiej. Pod koniec stycznia na męskich działach jest jeszcze duży wybór i spokojnie można upolować fajne rzeczy w niskich cenach (grube swetry po 50 zł, spodnie po 30 zł, koszulki po 15 zł), z kolei damskie zaczynają już wyglądać jak ciucholandy - ja szybko zaczynam mieć dość i wychodzę.

Dajcie znać, do jakich sklepów jeszcze warto zajrzeć zanim opanują je w całości nowe kolekcje!

Em

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Pomysł na śniadanie #2 - kanapki z hummusem i wędzonym łososiem

Nowy tydzień najlepiej zacząć od pysznego, zdrowego śniadania. Oczywiście mało kto z nas ma na to czas w poniedziałek, prawda? Ja na szczęście wyjątkowo mam dziś wolne, więc spokojnie mogę poświęcić godzinę na przygotowanie i zjedzenie czegoś zdrowego.

Dzisiejszy pomysł na śniadanie jest tak banalny, jak to tylko możliwe - kanapki. Ale za to jakie pyszne!

Składniki:
2 kromki chleba
hummus
plasterek wędzonego łososia
pomidor
kiełki

Uwaga, przygotujcie się na przepis na kanapki! :) Warstwami nakładamy na chleb hummus, łososia, plasterek pomidora i kiełki. Voila!


Być może nie wszyscy z was wiedzą, co to jest hummus. Ja sama do niedawna nie miałam o tym pojęcia, dopóki w listopadzie nie pojawił się w Lidlu. Hummus to pasta z ciecierzycy (tak, mnie też niewiele to mówi). Świetnie nadaje się właśnie do kanapek i coraz częściej można ją kupić w różnych miejscach ze zdrową żywnością. Swój hummus z rukolą kupiłam wczoraj podczas festiwalu kulinarnego Najedzeni Fest.



Jeśli macie jakieś ulubione przepisy z hummusem, koniecznie dajcie mi znać. Moja pomysły na razie kończą się na kanapkach. 

Smacznego i udanego tygodnia!

Em

środa, 22 stycznia 2014

Too Faced Naked Eye, czyli idealne cienie na co dzień

Przeglądając dziś kartę pamięci w moim aparacie znalazłam serię zdjęć palety Too Faced. Nie mam pojęcia jak to się stało, że o nich zapomniałam i nigdy nie pojawiły się na blogu. Skoro jednak już się na nie natknęłam, postanowiłam z tego skorzystać. W końcu od kilku tygodni znów namiętnie używam palety Naked Eye, która - jak sama nazwa wskazuje - zawiera komplet neutralnych cieni idealnych na co dzień.



Paleta Too Faced była prezentem kupionym przeze mnie dla samej siebie podczas urodzinowej wizyty w Paryżu (wpis o tym, jak pojechać do tego miasta mając jedynie 500 zł znajdziecie TU). Jak wiadomo produkty tej marki nie są niestety dostępne w Polsce choć mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.



Cienie nie są bardzo mocno napigmentowane, ale nie o to tu chodzi. Dostajemy dziewięć neutralnych odcieni, które idealnie się ze sobą łączą. To taki efekt "no makeup", choć oczywiście cienie są widoczne, ale dają delikatny, naturalny efekt. Moje ulubione połączenie to Satin Sheets na całą powiekę, Lap Dance na zewnętrzny kącik, Birthday Suit na łuk brwiowy i Stiletto przy linii rzęs. Warty uwagi jest też Like A Virgin, który idealnie pasuje do brwi.

In The Buff | Pillow Talk | Like A Virgin
Birthday Suit | Satin Sheets | Unmentionables
Pink Cheeks | Lap Dance | Stiletto

Różnica między tą paletą a Urban Decay Naked 2 jest oczywista. Ta druga daje zupełnie inny, o wiele bardziej wyrazisty efekt. Cienie są mocniejsze i zdecydowanie "widać" je na oku. Too Faced Naked Eye zapewnia za to subtelny, ale jednocześnie przepiękny efekt.

Nie żałuję, że mam obie palety i na pewno żadnej z nich bym się nie pozbyła. Mam również ochotę wypróbować więcej produktów Too Faced. Ktoś coś wie, czy Sephora planuje wprowadzić tę markę?

Trzymajcie się ciepło!

Em

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Niedoceniany hit od essence - podkład pure skin

Ostatnio rzadko zdarza mi się pisać o essence, a przecież wciąż właśnie kosmetyków tej marki używam najczęściej. Kilka tygodni temu na nowo odkryłam jeden z moich podkładowych hitów i chciałabym zwrócić na niego waszą uwagę.

Nawilżający podkład z serii pure skin jest bardzo niepozorny. W drogerii leży gdzieś na dnie szafy, nie jest szczególnie popularny, w ogóle nie widuję go na blogach. Kiedy wszedł na rynek poświęciłam mu co prawda cały osobny wpis, ale mimo wszystko to były dopiero pierwsze wrażenia i nie mogłam jeszcze dobrze go ocenić, choć od początku mi się spodobał. Używałam go wtedy przez jakiś czas, a potem - sama nie wiem czemu - poszedł w odstawkę. Na początku zeszłego roku znalazłam kolejnego ulubieńca w postaci kremu BB CATRICE i na nim skupiłam się aż do końca 2013. Postanowiłam jednak znów wypróbować essence pure skin i to było to.

Z tego co zauważyłam po przeczesaniu internetu, podkład ten nie zbiera raczej dobrych opinii. Wiele osób zarzuca mu, że jest za rzadki (to prawda, aż przecieka przez palce, ale dzięki temu bardzo łatwo rozprowadzić go na skórze), śmierdzi (what?! według mnie zapach jest przyjemny) i jest nietrwały (u siebie tego nie zauważyłam). Kwestią sporną jest odcień, który wygląda na zdecydowanie zbyt ciemny, ale który w jakiś magiczny sposób jaśnieje na twarzy dopasowując się do cery (podobnie było np. z żelowym Rimmelem w słoiczku). Krycie jest średnie, produkt na pewno nie zakryje wszystkiego, ale spokojnie poradzi sobie z wyrównaniem kolorytu i zamaskowaniem drobnych zaczerwienień. Absolutnie nie wysusza, choć nawilżenia też nie zauważyłam. Mam wrażenie, że sprawdza się u mnie najlepiej właśnie teraz, w trakcie chłodnych miesięcy.

Ze względu na sporo niezbyt dobrych recenzji tego podkładu nie chcę wam mówić: biegnijcie do sklepu i kupujcie bez wahania! U mnie jednak sprawdza się on bardzo dobrze i myślę, że choćby ze względu na jego cenę (w razie czego niewiele tracimy) warto się przynajmniej przyjrzeć testerowi.

Mieliście kiedyś tak, że jakiś raczej źle oceniany produkt u was sprawdził się świetnie?

Trzymajcie się ciepło!

Em

P.S. Produkt został mi wieki temu przekazany do recenzji.

czwartek, 16 stycznia 2014

Czasami żałuję, że nie mieszkam w Warszawie

Kocham Kraków. Tu się urodziłam i tu czuję się jak w domu. Poza krótką erasmusową przygodą, nigdy nie mieszkałam w innym mieście. W Krakowie wiem, gdzie pójść na spacer, na randkę, na piwo. Czuję się tu bezpiecznie i nie chciałabym stąd wyjeżdżać. Na pewno jeszcze nie teraz.

Do Warszawy nigdy mnie specjalnie nie ciągnęło. Przez pierwsze dwadzieścia lat życia byłam tam może raz i niewiele z tego pamiętam. Blogowanie uświadomiło mi jednak, że prawie wszystko dzieje się właśnie w stolicy i nie ma sensu z tym walczyć. Od 2011 roku pojawiam się w Warszawie dość często, mniej lub bardziej regularnie.

W Warszawie mieszka większość moich znajomych blogerów. Odbywa się najwięcej koncertów i innych wydarzeń. Są najlepsze możliwości pracy i rozwoju. Nie ma co ukrywać, ostatecznie sama wylądowałam tu na studiach podyplomowych. W Krakowie - typowym studenckim mieście - nawet nie było takiego kierunku.

W tym tygodniu cztery z siedmiu dni spędzę w Warszawie - na szczęście dobrze znoszę podróże tam i z powrotem i kiedy tylko się da, wolę wrócić do domu na noc. Do domu, czyli do Krakowa. Tu zawsze będzie moje miejsce :)

A co robię w tej Warszawie? We wtorek wzięłam udział w spotkaniu organizowanym przez markę Lirene. Możliwość zwiedzenia siedziby firmy, w tym laboratorium, była dla mnie niezwykłym wyróżnieniem. Ciekawie było zobaczyć, jak to wygląda od środka i jak długą drogę musi przebyć kosmetyk, zanim trafi na sklepowe półki.



Marka Lirene właśnie wprowadziła nową serię kremów przeciwzmarszczkowych dostosowanych do wieku (PROTECT 25+, 35+, 45+, 55+, 65+). Kremy różnią się nie tylko właściwościami, ale też konsystencją i zapachem. Naszym zadaniem było dopasowanie nieoznakowanych pojemników do danego przedziału wiekowego - świetna zabawa, no i poszło nam całkiem nieźle :)




Ze spotkania wyszłam ze świetnym samopoczuciem i pysznymi bezami, które na koniec same ozdabiałyśmy. Przydały się, bo mój pociąg oczywiście (znowu!) miał opóźnienie, a dzięki słodkościom nie umarłam z głodu, kiedy przez godzinę staliśmy w polu.

Jutro znów wsiadam w pociąg i wracam do stolicy, tym razem na trzy dni zajęć na studiach. 

W sobotę organizowane jest wspólne wyjście do kina, więc jeśli blogujecie i macie wolny wieczór, to wpadajcie: https://www.facebook.com/events/717883928230410/?fref=ts

Ciekawa jestem, czy tak jak ja jesteście przywiązani do "swojego miasta", czy raczej idziecie za możliwościami i samo miejsce nie jest dla was aż tak ważne. Ja na razie nie potrafiłabym opuścić Krakowa, ale kiedyś, kto wie...

Trzymajcie się ciepło!

Em

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pomysł na śniadanie #1 - owsianka z owocami

Zdrowe śniadania to temat zawsze na czasie. Hitem samym w sobie jest również owsianka. Odpowiednio przyrządzona może stanowić pyszny początek dnia. Po co jednak wrzucam na bloga coś tak banalnego jak przepis na owsiankę? Okazuje się, że wciąż wiele osób nie zna potencjału tego dania, a tylko wśród moich najbliższych znalazło się kilka osób, które nie miały pojęcia jak w ogóle je zrobić. Sama od jakiegoś czasu staram się coraz rzadziej sięgać po typowe płatki do mleka (które kiedyś uwielbiałam) i decydować się na zdrowsze opcje. Was również do tego zachęcam!


Przepis na moją ulubioną niedzielną owsiankę
(w inne dni zwykle nie jem śniadań w domu)
Składniki (dla jednej osoby):
1 szklanka mleka
1/2 szklanki płatków owsianych 
(górskie są podobno zdrowsze od błyskawicznych)
1/2 banana
miód
inne owoce (w zależności od tego, co akurat jest dostępne)

1. Do garnka wlewamy mleko i wsypujemy płatki (uwaga - z tego przepisu wychodzi "papka", jeśli wolicie mieć płatki pływające w mleku, musicie zmienić proporcje). 
2. Trzymamy na średnim ogniu aż do zagotowania. 
3. Po zagotowaniu zmniejszamy ogień do minimum i dorzucamy pokrojonego banana, którego następnie rozgniatamy, tak by nie zostały duże kawałki (im banan dojrzalszy tym lepiej). 
4. Zostawiamy jeszcze na kilka minut co chwilę mieszając, żeby połączyć wszystkie składniki i zapobiec przyklejeniu się owsianki do garnka.



W ten sposób otrzymujemy pyszną bananową owsiankę :) Na wierzch warto dodać łyżkę naturalnego miodu i dorzucić jakieś owoce dla smaku.

Szukam pomysłów na inne pyszne, zdrowe i łatwe do zrobienia śniadania. Linki i inspiracje mile widziane :)

Smacznego!

Em

sobota, 11 stycznia 2014

Jak zepsuć dobrze zapowiadający się produkt

Firmę Wibo na pewno zna każdy. Dostępne w Rossmannach produkty z niskiej półki, bardzo popularne i chętnie wybierane przez wiele osób. Ja również mam swoich ulubieńców wśród tej marki i nie mogę znieść tylko jednego - tych nieszczęsnych opakowań. Niektóre są po prostu brzydkie, jak choćby w przypadku świetnych szminek Wibo Eliksir, ale to jeszcze można przeżyć. Co innego, kiedy uniemożliwiają one wygodne używanie samego kosmetyku.

Żel do brwi Wibo kupiłam podczas listopadowej promocji -40% i szybko okazało się, że jest to najlepszy tego typu produkt, jakiego do tej pory używałam.

Ma co prawda dużą i niezbyt poręczną szczoteczkę, ale przy odrobinie wprawy można sobie z nią poradzić.

Kolor jest świetny - chłodny brąz. Brwi są podkreślone i utrwalone, ale jednocześnie wyglądają naturalnie.

Mamy więc świetny produkt za bardzo małe pieniądze. Można go używać, polecać, kupować ponownie. Niestety - jak widzicie wyżej - opakowanie jest po prostu tragiczne. Za każdym razem, kiedy wciskamy szczoteczkę z powrotem, produkt wylewa się na zewnątrz. Jest to wyjątkowo niefunkcjonalne i nie ma mowy na o noszeniu żelu w podręcznej kosmetyczce lub zabieraniu go na wyjazdy.

A może mam jakiś felerny egzemplarz? W takim wypadku na pewno kupię kolejne opakowanie. Jeśli używałyście tego produktu, koniecznie dajcie mi znać, czy u was zachowywał się podobnie.

Jaki kosmetyk pierwszy przychodzi wam do głowy, kiedy słyszycie "świetny produkt, ale opakowanie do kitu"?

Em

środa, 8 stycznia 2014

Jaki był wasz pierwszy kosmetyk do pielęgnacji twarzy? WYNIKI KONKURSU

Pod koniec ubiegłego roku zamieściłam na blogu 10 zasad codziennej pielęgnacji (których staram się trzymać) i ogłosiłam konkurs. W formularzu wpisywaliście nazwę pierwszego kosmetyku do pielęgnacji twarzy kupionego przez was za własne pieniądze. Z ciekawością śledziłam wasze odpowiedzi i zrobiłam na ich podstawie krótkie podsumowanie.

Okazało się, że dwa zdecydowanie najpopularniejsze "pierwsze" kosmetyki to tonik ogórkowy Ziaja i tradycyjny krem Nivea. Inne często wskazywane firmy to Eris (Under 20), Kolastyna (Nastolatki), Clean&Clear i Garnier. Jeśli chodzi o sam typ produktu, w ścisłej czołówce znalazł się tonik (32%), krem (28%) i żel do mycia twarzy (21%). 

Zanim opublikuję listę zwycięzców, zapraszam do zobaczenia grafiki podsumowującej całą akcję Kolastyny.


Osoby, które wygrały w konkursie ogłoszonym na moim blogu:
jutka63@
hrabina.88@
mmmjjj87@
sydkaaa@
annabellebeauty1@
arisanishimu@
karen15@
karolkak1988@
m-olejniczak@
j.julia@

Gratulacje! Do wybranych osób wyślę też maila z informacją o wygranej, ale już teraz możecie przesyłać mi adresy do wysyłki nagród na lusterko.em.blog@gmail.com.

Bardzo dziękuję wszystkim za ciepłe przyjęcie notki z infografiką dotyczącą mojej codziennej pielęgnacji :)

Trzymajcie się ciepło!

Em

poniedziałek, 6 stycznia 2014

6 moich ulubionych seriali

Szukasz nowego serialu? Ten wpis jest właśnie dla Ciebie. Przeglądałam ostatnio seriale, które obejrzałam i okazało się, że dość łatwo jest mi wybrać te zdecydowanie ulubione. Lista jest całkowicie subiektywna i z góry zaznaczę, że nie są to raczej pozycje bardzo wymagające. Ot, takie tam umilacze czasu wolnego.

Pierwszym serialem, który oglądałam z wypiekami na twarzy był Zbuntowany anioł. Nie znalazł się on jednak w poniższym zestawieniu, bo wcale nie uważam, żeby na to zasługiwał, choć w podstawówce byłam zachwycona Natalią Oreiro.

Magda M. to jedyny polski serial, jaki tu znajdziecie, ale nie mogłam go pominąć. W liceum uwielbiałam śledzić losy głównych bohaterów i wyobrażać sobie, że tak w rzeczywistości wygląda życie prawników. No i Paweł Małaszyński, wiadomo. Jako wierna fanka dorobiłam się nawet dwóch sezonów na DVD i kto wie, może dziś wieczorem puszczę sobie jakiś odcinek.

Gdybym miała wybrać jeden prawdziwie ulubiony serial, postawiłabym na One Tree Hill. Co prawda opisywanie przygód amerykańskich licealistów nie jest zbyt oryginalne, ale ta pozycja zdecydowanie wyróżnia się na tle reszty. Z 9 powstałych sezonów pierwsze cztery są najlepsze, ale i tak cieszę się, że pokazane zostały dalsze losy bohaterów (choć niestety niektórzy aktorzy zrezygnowali przed końcem).

Kolejny serial, od którego nie mogłam się oderwać, to Veronica Mars. Niby kolejna historia o nastolatkach, ale tym razem ze zbrodnią w tle i do tego wciąga, wciąga na dobre... O ile pamiętam, pochłonęłam wszystkie sezony ciągiem.

O Gossip Girl słyszał pewnie każdy. Znów opis życia nastolatków, ale tym razem tych ze zdecydowanie wyższych sfer. Wiele można o nim powiedzieć - że płytki, głupi, przewidywalny. Z drugiej strony, czy ktoś naprawdę spodziewał się po nim błyskotliwych dialogów i trzymającej w napięciu akcji? Sama bardzo lubiłam go oglądać - choćby tylko dla pięknych ubrań, jeszcze piękniejszych miejsc w Nowym Jorku no i oczywiście dla duetu Chuck & Blair.

Jedno słowo. Suits. Jeśli musiałabym wybrać trójkę najlepszych seriali, ten na pewno byłby wśród nich. Nie będę nawet pisać, o czym jest, po prostu włączcie pierwszy odcinek i zobaczcie, ile czasu zajmie wam zaliczenie wszystkich sezonów. A potem z niecierpliwością czekajcie na marzec, bo wtedy pojawią się kolejne epizody.

filmweb.pl
Po Suits bardzo ciężko było mi znaleźć coś innego, co mnie wciągnie na dobre. Zaczęłam kilka seriali, ale każdy z nich odrzucałam po kilku odcinkach. W końcu jednak trafiłam na Revenge i to był strzał w dziesiątkę. W skrócie: główna bohaterka wraca po latach do rodzinnej miejscowości i zaczyna odgrywać się na ludziach, którzy zniszczyli życie jej ojcu. Jestem w drugim sezonie i nie mogę się oderwać.

Inne seriale, które oglądałam/oglądam z przyjemnością to: Hart of Dixie, House of Cards, Game of Thrones, Sherlock, Dexter, Friday Night Lights, The O.C., Prison Break i Lost.

Koniecznie polećcie mi swój ulubiony serial. Wasze komentarze z pewnością bardzo się przydadzą, kiedy skończy się Revenge :)

Em

piątek, 3 stycznia 2014

13 kosmetycznych hitów 2013 roku


Blogi kosmetyczne mają to do siebie, że czasem wśród setek wpisów z recenzjami i swatchami ciężko jest wyłapać te najlepsze produkty. Końcówka roku to świetna okazja, żeby zbiorczo pokazać prawdziwe hity. Rok temu opublikowałam notkę 12 najlepszych kosmetyków 2012 roku, którą również polecam przejrzeć. Częściowo pokryje się ona z tą dzisiejszą (niektóre hity są ponadczasowe), jednak tylko kilkoma pozycjami. Zapraszam do zobaczenia mojej TOP 13 2013.

1. Paleta cieni Urban Decay Naked 2
Słynną paletę Naked mam od stycznia i początkowo niewiele wskazywało na to, że znajdzie się ona w ulubieńcach roku. Byłam trochę zawiedziona tym, że niektóre cienie się osypują i nie ze wszystkimi łatwo się pracuje. Kiedy jednak robiłam listę hitów do tej notki zorientowałam się, że co by o nich nie mówić, były to na pewno najczęściej używane przeze mnie cienie w 2013. Najważniejsze jest tu zestawienie kolorystyczne, idealne na dni "nie wiem jak się pomalować". Z pewnością warto mieć taką neutralną paletę (niekoniecznie tę) w swoim kosmetycznym zbiorze.

2. Baza pod cienie Urban Decay
Pojawiła się w zeszłorocznym zestawieniu i pewnie pojawi się też w kolejnych. Dla mnie jest to kosmetyk wszech czasów, z którym się nie rozstaję. Po nałożeniu tej bazy każdy (KAŻDY!) cień trzyma się świetnie. Niestety właśnie wygrzebuję z opakowania resztki, ale przy najbliższej okazji kupię nową sztukę.

3. Krem BB CATRICE 010 Light Beige
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale z czasem okazało się, że tworzymy razem zgraną parę. Jeśli nie chce mi się kombinować z podkładem, a potrzebuję średniego krycia, zawsze sięgam po ten produkt. Świetnie dopasowuje się do koloru skóry i nie wysusza jej, bardzo dobrze też sprawdza się na wyjazdach, ponieważ najlepiej aplikować go palcami.

4. Krem BB Under Twenty
Jeśli nie potrzebuję krycia, a jedynie delikatnego wyrównania kolorytu, stawiam na ten krem. Właściwie to ostatnio sięgam po niego prawie codziennie, bo bogata konsystencja gwarantuje mi brak podkreślonych skórek, a jasny kolor na pewno nie będzie się odznaczać, nawet jeśli produkt nałożę w pośpiechu. Bardzo dobry krem tonujący, polecam także osobom, które dopiero zaczynają przygodę z podkładami.

5. Błyszczyk Celia Woman nr 04
Z przyjemnością wspominam o tym produkcie, ponieważ jest naprawdę świetny, a do tego polski i tani! To taki pewniak - można szybko pomalować nim usta i być pewnym, że wygląda dobrze. Ma wygodny aplikator, nie klei się i mam ochotę wypróbować więcej kolorów (poprosiłam o nie w liście do Mikołaja, ale stwierdził, że za dużo mam mazideł do ust, uwierzycie?!).

6. Masełka do ust Nivea
Wspominałam już o nich wielokrotnie, ale po prostu muszą się tu znaleźć. Najlepsze balsamy do ust, jakich do tej pory używałam. Na pewno będę do nich często wracać.

7. Mgiełka do twarzy z wit. E The Body Shop
Niezbędnik na mojej toaletce. Spryskuję nią twarz po nałożeniu makijażu, który wtedy lepiej stapia się z cerą. Produkt pięknie pachnie różami i rozpyla się delikatną mgiełką. Szkoda tylko, że w Krakowie nie ma już TBS.

8. Pędzle Sephora
Przez lata zebrałam kilkanaście tych pędzli i nie wyobrażam sobie bez nich makijażu. Trzymają się świetnie (najstarsze mają 6-7 lat!) i żałuję tylko, że Sephora nie wypuszcza nowych modeli, bo mam już prawie wszystkie.

 9. Żel do mycia twarzy Pharmaceris N
Jest delikatny, bardzo dobrze się pieni na szczoteczce (niestety niektóre żele mają z tym problem), zmywa z twarzy wszystkie pozostałości makijażu i nie wysusza skóry. A dodatkowo jest bardzo wydajny - przez kilka miesięcy zużyłam nieco ponad połowę.

10. Szczoteczka do mycia twarzy Shiseido
Jest i wspomniana szczoteczka, z którą nie rozstaję się od kilku miesięcy. Dzięki niej mam uczucie wyjątkowo dobrze oczyszczonej skóry. Jest naprawdę miękka, więc nie powinna podrażnić żadnej skóry.

11. Krem Lirene do skóry suchej i bardzo suchej
W tym roku używałam kilku różnych kremów, ale ten chyba zrobił dla mojej skóry najwięcej dobrego - sprawił, że nawet w jesienno-zimowym okresie nie jest nadmiernie przesuszona. Koi ją po myciu twarzy i zapewnia ochronę, a dodatkowo dobrze się rozprowadza, pięknie pachnie i jest stosunkowo tani.

12. Nić dentystyczna Oral-B Pro-Expert
Mercedes wśród nici dentystycznych :) Jest po prostu najlepsza i cały czas do niej wracam.

13. Eliksiry do włosów Green Pharmacy
Skończyłam jedną butelkę i zabrałam się za następną. Jako nie-włosomaniaczka nie przyglądam się na tyle swoim włosom, żeby móc stwierdzić, czy eliksir jakoś specjalnie wpłynął na ich stan. Wiem za to jedno - dzięki niemu łatwiej rozczesać włosy po myciu, nałożony nawet w dużej ilości nie obciąża ich, a dodatkowo sprawia, że są bardziej miękkie.

To właśnie moja trzynastka hitów 2013, każdy z nich mogę wam z czystym sumieniem polecić, bo są to prawdziwe perełki. Dajcie znać, czy choć część z nich pokrywa się z waszymi ulubieńcami minionego roku.

Trzymajcie się ciepło!

Em

P.S. Produkty Celia, Eris, Nivea, CATRICE i Green Pharmacy zostały mi kiedyś przekazane do przetestowania.