Najsłynniejsze palety cieni na świecie to bez wątpienia te z serii Urban Decay Naked. Każdy, kto choć trochę interesuje się makijażem, z pewnością o nich słyszał - nawet u nas, mimo że kosmetyki UD były do niedawna w Polsce niedostępne. Od momentu, kiedy na rynku pojawiła się pierwsza wersja Naked, blogi i kanały youtube zalały recenzje i makijaże z jej użyciem, a paleta pojawiła się w ulubieńcach chyba wszystkich najpopularniejszych vlogerek urodowych. Potem już zainteresowanie nakręcało się samo. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, sprezentowałam sobie Naked 2 i była to wówczas moja największa makijażowa inwestycja. Ogromna popularność palet utrzymanych w neutralnej kolorystyce sprawiła, że wkrótce co druga marka zaczęła wypuszczać własne wersje, niektóre jedynie delikatnie inspirowane oryginałem, inne wręcz chamsko zerżnięte, a ebay zalała fala podróbek, często wyglądających zupełnie jak oryginał.
Ponieważ stosunkowo szybko dorobiłam się własnej palety Naked 2, nie interesowałam się podobnymi produktami wypuszczanymi przez inne marki. Kiedy na rynku pojawiła się utrzymana w bardziej różowej tonacji Naked 3, również się na nią zdecydowałam. Za pomocą tych 24 cieni byłam w stanie stworzyć wiele wersji codziennego makijażu, więc starałam się nie kupować nic podobnego. Kiedy jednak w paczce z nowościami marki CATRICE, którą dostałam, dojrzałam paletę Absolute Rose, była to pierwsza rzecz, do której się dobrałam. Czy paleta cieni za 20 zł dorównała palecie za 200 zł?