wtorek, 30 lipca 2013

Pomysł na prezent #1 - KALVA

Kupowanie prezentów za każdym razem wygląda u mnie inaczej. Czasem mam mnóstwo pomysłów i muszę spośród nich wybierać, a przy kolejnej okazji z kompletną pustką w głowie snuję się w kółko po sklepach. Z wami jes pewnie podobnie, więc czemu sobie nie pomóc? W serii prezentowej będę wam pokazywała rzeczy, które według mnie świetnie nadają się na podarunek dla bliskiej osoby.


JEST FAJNIE - przeczytałam na kubku i od razu wiedziałam, że musi być mój. No dobra, nie do końca mój, bo mam bana na kupowanie kubków (ale z chęcią przygarniam w prezencie nowe do kolekcji :) ). Nie mogłam go tak jednak zostawić, więc niezwłocznie wybrałam w myślach osobę, której go sprezentuję.

KALVA, czyli producent kupionego przeze mnie kubka oraz szeregu innych świetnych rzeczy z porcelany, to niewielka firma, z którą pierwszy raz zetknęłam się na blogu ich4pory, a wkrótce potem trafiłam na ich stoisko na targach rzeczy fajnych w Krakowie.



Wszystko jest wykonane porządnie i estetycznie i widać, że każdy wzór jest dokładnie przemyślany. Trochę brakuje mi większej ilości różnych napisów, ale może pojawią się wkrótce. Podoba mi się też motto KALVY, czyli "wierzymy, że poranek to najważniejsza pora dnia, a otaczanie się pięknymi przedmiotami daje gwarancję dobrego nastroju i pogody ducha".


Jeśli chcecie sprezentować komuś gwarancję dobrego dnia w postaci kubka, filiżanki, miseczki lub nawet kieliszka na jajko, zajrzyjcie na stronę www.kalva.pl, gdzie możecie zobaczyć i zamówić te wyjątkowe produkty :)

I pamiętajcie, że jest fajnie!

Em

piątek, 26 lipca 2013

Honeysuckle, czyli wiciokrzew w kosmetykach


Co to w ogóle jest wiciokrzew? Jako dziecko wychowane w mieście, w dzieciństwie poznałam bardzo ograniczoną liczbę roślin, choć tak naprawdę nigdy też nie zwracałam na nie szczególnej uwagi. Kiedy więc przetłumaczyłam na polski nieznane mi do tej pory słówko honeysuckle, wciąż nic mi ono nie mówiło. Do tej pory właściwie nie mówi, bo mimo przejrzenia dziesiątek zdjęć w internecie, jakoś nie mogę skojarzyć tego krzewu z czymkolwiek widzianym na żywo.

Zaczęło się od jajeczka eos, które dostałam w prezencie i o którym pisałam więcej w poście o moich balsamach do ust. Z ciekawości poczytałam wtedy trochę o wiciokrzewie, bo bardzo spodobał mi się jego zapach. Nie byłam jednak pewna, ile ma on wspólnego z rzeczywistością, aż do momentu...

...trafienia na kolejny produkt z wiciokrzewem w nazwie. Tym razem był to balsam do ciała Bath & Body Works z nowej letniej kolekcji. 

Dwie różne firmy, dwa różne produkty, a zapach ten sam - słodki, kwiatowy, bardzo w moim guście. Stąd też moje pytanie: w jakich kosmetycznych produktach spotkaliście się z zapachem wiciokrzewu? Chętnie dokupiłabym coś jeszcze.

Sam wiciokrzew również mnie zaciekawił. Wiecie coś więcej o tej roślinie i gdzie można ją spotkać?

Em

P.S. Balsam do ciała dostałam w przemiłym prezencie od BBW :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

(swatche) essence me & my ice cream LE

Me & my ice cream to bezdyskusyjnie najlepsza edycja limitowana essence ostatnich miesięcy. Jak zawsze wśród produktów znajdują się jednak te lepsze i gorsze. Sama miałam okazję przetestować ich całkiem sporo, więc mogę wam już podpowiedzieć, na co warto zwrócić uwagę, a co lepiej sobie odpuścić.

róż w kremie
Ma 6,8 g, został wyprodukowany w Chinach, jest ważny 12 miesięcy od otwarcia i kosztuje 11,99 zł. Jest dostępny w jednym odcieniu 01 ice bomb.


Zdecydowanie najlepszy produkt w tej kolekcji. Róż ma nietypową, jakby gumową konsystencję - tak wyobrażam sobie wprowadzone jakiś czas temu przez Maybelline Bouncy Blushes. Produkt jest odpowiednio miękki, z łatwością można nabrać go na palce i nałożyć na policzki. Ma minimalne drobinki, ale nie są one zbyt widoczne. Jest to mój ulubieniec również ze względu na łososiowy kolor, który świetnie zgrywa się z cerą. Polecam.

kulki rozświetlające
Mają 14 g, zostały wyprodukowane w Tajwanie, są ważne 12 miesięcy od otwarcia i kosztują 13,99 zł. Są dostępne w jednym odcieniu 01 i-cy u.


Numer dwa tej edycji. Kulki dają dość delikatny efekt rozświetlenia, który według mnie nadaje się na całą twarz. Nałożone na same kości policzkowe są prawie niewidoczne, a ja wolę mocniejszy efekt. Przypudrowuję więc nimi twarz szerokim pędzlem po nałożeniu podkładu. Produkt nie daje efektu "wow", jest widoczny dopiero, kiedy się dokładnie przyjrzymy. Mnie to jednak odpowiada, a i same kulki są po prostu urocze :)

cienie do powiek
01 cone head | 03 always in my mint
Mają 1,5 g, zostały wyprodukowane we Włoszech, są ważne 18 miesięcy od otwarcia i kosztują 11,99 zł. Są dostępne w trzech odcieniach: 01 cone head, 02 icylicious i 03 always in my mint.

od góry: 01 cone head | 03 always in my mint
Jak na wypiekane cienie przystało, są dość twarde i błyszczące. Nawet mi się podobają, ale głównym ich problemem jest nijakość. Jasne, bardzo podobne do siebie odcienie - na dodatek chyba każda interesująca się makijażem osoba ma już coś podobnego w kolekcji. Jeśli nie - polecam, jeśli tak - nie jest to nic aż tak specjalnego.

naklejki na paznokcie
Opakowanie zawiera 16 naklejek i koztuje 8,99 zł. Dostępne są w jednym odcieniu 01 rainbow sprinkles.

Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tych naklejek, bo już w opakowaniu wydawały mi się trochę tandetne. Muszę jednak przyznać, że efekt na paznokciach mi się podoba! Oczywiście nie nałożone na wszystkie, ale na jeden czy dwa jak najbardziej :) Naklejki łatwo się nakładają, a klej wygląda na dość mocny. Niestety nie byłam w stanie przetestować ich trwałości ze względu na niekontrolowane ruchy zdrapujące - jeśli też na to cierpicie, to wiecie o co chodzi. Na moich paznokciach takie kuleczki wytrzymają maksymalnie godzinę, dopóki nie zdrapię ostatniej. A szkoda.

balsamy do ust
02 icylicious | 01 ice, ice baby
Mają 3,5 g, zostały wyprodukowane w Chinach, są ważne 12 miesięcy od otwarcia i kosztują 8,99 zł. Są dostępne w trzech odcieniach: 01 ice, ice baby, 02 icylicious, 03 ben&cherries.

01 ice, ice baby | 02 icylicious
Te balsamy uważam za jeden z gorszych produktów w kolekcji. Nie dają żadnego koloru, jedynie lekko rozjaśniają usta. Pachną słodko, ale sztucznie. Ich właściwości pielęgnacyjne też są przeciętne. Ogólnie raczej nic wartego uwagi, za taką cenę można już dostać o wiele lepszy produkt do ust.

lakier do paznokci
02 always in my mint
przepraszam za niechlujnie pomalowane paznokcie, miałam mało czasu na zrobienie zdjęć
Ma 10 ml, został wyprodukowany w Luksemburgu i kosztuje 7,49 zł. Jest dostępny w czterech odcieniach: 01 ben&cherries, 02 always in my mint, 03 ice, ice baby, 04 icylicious.

Ładny, letni kolor. Niestety lakier ma pewną cechę, której nie mogę mu wybaczyć, a jest to krycie dopiero przy czterech warstwach. Na zdjęciu są trzy, ale nie miałam już czasu na nakładanie kolejnej. Sama nie wiem, jeszcze będę z nim kombinować, ale ponownie stwierdzam - za taką cenę można już znaleźć coś lepszego.

Podsumowując:
zdecydowanie tak: róż i kulki
tak: cienie i naklejki
raczej nie: balsamy i lakier

Edycja powinna być już dostępna w większości miejsc poza Naturą (czyli Tesco, Douglasy, Hebe, niesieciowe). Mam nadzieję, że wpis pomógł wam zdecydować, na co w tej kolekcji warto zwrócić uwagę :)

Em

P.S. Produkty zostały mi przekazane do pokazania na blogu.

czwartek, 18 lipca 2013

Starbucks, lubię cię!

Co sądzicie o kawiarniach sieciowych? Sama z chęcią wpadam do nich od czasu do czasu. Największym sentymentem darzę coffeeheaven, gdzie zaczęłam spotykać się z przyjaciółką tuż przed rozpoczęciem studiów i w ciągu ostatnich pięciu lat stało się to naszą małą tradycją. Odwołane zajęcia albo nudny wykład? Super, chodźmy na kawę! Teraz studia są już prawie skończone, a my wciąż tam wpadamy i każda z nas ma swoje ulubione napoje (tiger!). Kiedy jakiś czas temu obok otworzyli Starbucks, zaczęłyśmy odwiedzać także i to miejsce. Częściej, od kiedy w zeszłym roku moje kubki smakowe zapałały miłością do jesiennej apple crumble latte (o czym wspominałam TU). Całkiem niedawno przez jakiś czas można było zamówić z kolei potrójnie karmelowe frappuccino, które również było strzałem w dziesiątkę.

A potem wprowadzili nowość, czyli coś o nazwie Refresha. Sprzedawczyni poleciła, było w promocji, to wzięłam. I co tu dużo mówić, to było po prostu niedobre. Jakby kupić tani napój owocowy, dolać do niego wody, dorzucić dużo lodu i kilka malin. A, i jeszcze posłodzić. No i sprzedawać za dziesięć złotych. Tak to właśnie smakowało. Wyrzuciłam niedopite do kosza, trudno. Potem jednak na swoim facebookowym profilu Starbucks zaczął promować nowe pozycje w menu, więc napisałam to, co myślałam - niedobre, nie polecam.


www.facebook.com/StarbucksPolska


Wkrótce potem dostałam wiadomość od przedstawiciela Starbucks. Przykro im, że mi nie smakowało i będzie im miło zaprosić mnie wraz z osobą towarzyszącą na kawę. Wyczuwam podstęp, co jest? Tak się składa, że właśnie jestem w trakcie składania reklamacji w CCC i przez to zaczynam mieć wrogie nastawienie do wszelkich sieciówek, bo w końcu co dla nich znaczy jeden niezadowolony klient? Jak widać dla Starbucks znaczy.

Z zaproszenia żal było nie skorzystać, więc poszłam dziś ze wspomnianą wyżej przyjaciółką do kawiarni, gdzie powitał nas manager. Bardzo miły manager. Przeprowadził z nami krótką rozmowę proponując najlepsze pozycje w menu :) Ostatecznie zdecydowałyśmy się na frappuccino z syropem miętowym i sprawdzone już potrójnie karmelowe.

Manager (gdybym wcześniej pomyślała i zapytała o imię, byłoby łatwiej nie pisać o nim tak bezosobowo) sam przyniósł nam kawy, a następnie dwukrotnie upewnił się, czy nam smakują. Smakowały. Dziwnie tak czuć się osobą, której opinia naprawdę ma znaczenie. W końcu jestem tylko jednym klientem, prawda?

W ten oto sposób Starbucks stał się jedną z dwóch moich ulubionych kawowych sieciówek. Niestety, nie może być jedyną ulubioną. W Krakowie jest tylko w jednej galerii i nie ma w menu nic podobnego do mojego ulubionego tigera. Napisałabym, że dwie rzeczy mają bezkonkurencyjne - pyszną bitą śmietanę i zawsze miłą obsługę. Jednak w drugim przypadku konkurencja jest mocna - zaledwie dwa dni temu baristka z coffeeheaven specjalnie szukała zapalniczki, żebym mogła zapalić przyjaciółce urodzinową świeczkę wbitą w babeczkę :)

Tak czy inaczej, wciąż jestem zdziwiona reakcją na mój całkiem niewinny komentarz na facebooku. Oficjalnie stwierdzam więc: Starbucks, lubię cię!

Em

wtorek, 16 lipca 2013

Najpopularniejsze polskie blogi kosmetyczne (lipiec 2013)

KLIKNIJ, ŻEBY PRZEJŚĆ DO NAJNOWSZEJ EDYCJI RANKINGU 2015

Przed wami piąta edycja listy najpopularniejszych polskich blogów kosmetycznych.


PRZYPOMINAM! Pod uwagę wzięłam tylko blogi z blogspotu, ponieważ tylko na nich funkcjonuje obserwowanie. Wiadomo, że nie zawsze ilość obserwatorów przekłada się na rzeczywistą jakość i popularność bloga, jednak był to na razie najłatwiejszy sposób zrobienia takiej listy. Najbardziej miarodajne byłoby porównanie ilości wyświetleń, jednak tylko część osób je publikuje. Uwaga - nie jest to w żadnej mierze ranking najlepszych blogów, pamiętajcie o tym! Ot, tylko taka statystyczna ciekawostka :)

Na liście znalazły się blogi, na których w ciągu ostatniego miesiąca pojawił się merytoryczny wpis kosmetyczny, przynajmniej połowa z dziesięciu najnowszych wpisów dotyczy kosmetyków i przez trzy ostatnie miesiące częstotliwość pojawiania się nowych postów wyniosła średnio minimum jeden tygodniowo.

Jeśli znacie jakiś blog, który spełnia wszystkie warunki i ma ponad 700 obserwatorów, dajcie znać w komentarzach. Wezmę to pod uwagę przy aktualizowaniu danych.

(kolejność alfabetyczna)
1001pasji


(kolejność alfabetyczna)

Jeśli macie jakieś uwagi, propozycje, pomysły dotyczące wyglądu przyszłych rankingów, dajcie znać.

Powiem wam tylko, że zwłaszcza przy robieniu tej listy widać, jak wiele blogów kosmetycznych jest porzucanych. Trochę też "dzięki" temu ta lista się zmienia, ale tak czy inaczej szkoda.

Em

P.S. W rankingu przypadkowo nie został uwzględniony blog www.niemuzycznapieciolinia.pl, który znalazłby się w brązowej pięćdziesiątce.

piątek, 12 lipca 2013

5 powodów, dla których nie zmienię mojego fryzjera

Zacznijmy od tego, że nie lubię chodzić do fryzjera. Wiem, że dla niektórych to czysta przyjemność, ale nie dla mnie. Po prostu nie lubię i już. Niestety nie mam też w otoczeniu nikogo, kto umiałby podciąć mi końcówki zgodnie z moimi życzeniami, więc raz na jakiś czas rzeczywiście umawiam się na wizytę (z maksymalną częstotliwością co sześć miesięcy - wiem, źle). Tym razem do decyzji przekonał mnie tragiczny już stan końcówek (po 10 miesiącach to nic dziwnego) i to, że długość włosów zaczęła mi po prostu przeszkadzać.

przed
W grę wchodził tylko jeden salon i tylko jedna fryzjerka. Chodzę do niej od ośmiu lat i już dawno się nauczyłam, że skoki w bok nie kończą się dobrze.

1. Robi dokładnie to, o co się ją poprosi
Tak, wie ile to jest jeden centymetr. Z trzech nie robi się nagle dziesięć, a z siedmiu piętnaście. Ewentualnie zasugeruje, że przydałoby się trochę więcej, ale nic na siłę. Prosząc o lekkie wycieniowanie włosów nie wyjdziemy z kolei z fryzurą małpy na głowie.

2. Potrafi odwzorować fryzurę z gazety
Jako że od przedszkola mam długie włosy i ciężko tu o eksperymenty, opowiem tylko o jednym przypadku. Kilka lat temu zobaczyłam w gazecie zdjęcie jakiejś gwiazdy, która miała piękną grzywkę, naturalnie układającą się na bok w falę. Oczywiście zapragnęłam wyglądać tak samo. Fryzjerka powiedziała mi, że na moich włosach taka grzywka nie będzie się układać, chyba że codziennie będę ją prostować, podkręcać i lakierować. Oj tam, oczywiście postanowiłam zaryzykować. Grzywka wyszła identyczna jak na zdjęciu. Oczywiście nie układała się w ogóle i po tygodniu zaczęłam ją zapuszczać.

Wciąż nie jestem dobra w robieniu
zdjęć włosom, więc nie do końca to
widać, ale poszło ok. 7 cm :)
3. Nie muszę myć głowy w salonie
Powiedzcie, też tak macie, czy jestem jakimś dziwnym wyjątkiem? Nie lubię chodzić do fryzjera, to fakt, ale jeszcze bardziej nie lubię myć tam głowy. Zawsze więc robię to w domu, suszę włosy, na miejscu fryzjerka moczy mi je tylko wodą w sprayu i jest ok. Bez zdziwienia i kręcenia nosem :)

4. Nie muszę rozmawiać, jeśli nie mam na to ochoty
Wiem, że wiele osób uwielbia rozmawiać z fryzjerami, kosmetyczkami i lekarzami w trakcie wizyty. Ja czasem też, ale nie zawsze i moja fryzjerka bardzo szybko to łapie. Szkoda, że wszyscy ludzie na świecie nie mają takiej zdolności ;)

5. Jest (względnie) tanio
Pewnie w niektórych osiedlowych salonach biorą dwa razy mniej i prawdą jest, że cena za strzyżenie w ciągu ośmiu lat skoczyła z 18 na 40 zł, ale dla mnie wciąż jest jak najbardziej ok.

+ BONUS
Do napisania tej notki tak naprawdę zainspirowała mnie jednak jedna konkretna sytuacja. Kiedy szłam ostatnio podciąć włosy, udało mi się zabrać ze sobą też moją mamę. Nie była przekonana, ale jakoś ją namówiłam. Dwie godziny później obie wyszłyśmy z salonu z wielkimi uśmiechami na twarzach. Ona, bo dzięki świetnie dobranej farbie i fryzurze odmłodniała o kilka lat. Ja, bo dawno nie widziałam jej tak uśmiechniętej i zadowolonej ze swojego wyglądu.

Podcięcie moich końcówek - 40 zł
Farba + zupełnie nowa fryzura u mamy - 115 zł
Uśmiech na naszych twarzach - bezcenny :)

Z czystym sumieniem polecam wam więc moją ulubioną fryzjerkę, czyli Iwonę z salonu PaulaXHair na ul. Czystej w Krakowie. Cennik, kontakt i wszystko inne znajdziecie tu: http://www.paulaxhair.pl/

A wy czemu nie zmienicie swojego fryzjera? :)

Em

P.S. Ponownie podpięłam domenę, która ostatnio szwankowała. Dajcie znać, czy nie mieliście problemów z dostaniem się tutaj.

środa, 10 lipca 2013

Nowy ulubieniec, czyli Maybelline Color Whisper (swatche)

Często jest tak, że wchodzące na rynek nowości w ogóle nie przyciągają mojej uwagi. Inne chętnie bym wypróbowała, ale nie aż tak bardzo, żeby biegać za nimi po drogeriach. Z serią lekkich pomadek Maybelline Color Whisper było jednak inaczej, a to dlatego, że na każdym kroku widziałam ich fantastyczne recenzje i mnóstwo pytań, kiedy w końcu dotrą do Polski. Naturalnie jak tylko produkty te pojawiły się w Super-Pharm i to dodatkowo w promocji, musiałam skusić się na przynajmniej jeden odcień.


Zbliżało się lato i nabrałam ochoty na usta w odcieniach pomarańczu, więc ostatecznie wybrałam 440 Orange Attitude. Bardzo podobał mi się też 430 Coral Ambition, ale obawiałam się, że nie będzie dawał widocznego koloru. Nie pamiętam już dokładnie ceny, ale w promocji zapłaciłam ok. 17 zł. Widziałam, że w poszczególnych drogeriach ceny są bardzo zróżnicowane, więc przed zakupem zorientujcie się, gdzie jest najtaniej.

Odcień początkowo odrobinę mnie zawiódł, bo w sklepie i na swatchach w internecie wydawał mi się dużo bardziej brzoskwiniowy, podczas gdy na moich ustach jest to pomarańczowa czerwień. Bardzo szybko się jednak do niego przekonałam i z pewnością był to najczęściej używany przeze mnie produkt do ust w ostatnim miesiącu.

przed
po: Maybelline Color Whisper 440 Orange Attitude

Tak naprawdę zupełnie nie mam do czego się przyczepić w przypadku tej pomadki. Ma ładne, estetyczne opakowanie, aplikacja jest banalnie prosta, produkt nie robi smug, nie zbiera się w załamaniach, znika równomiernie. Typowo dla tego typu balsamo-pomadek jest półtransparentny i niezbyt trwały, ale jednocześnie nie wysusza ust, a wręcz je pielęgnuje, a dodatkowo zostawia lekki połysk.

Jestem zachwycona i mam ogromną ochotę na więcej odcieni! :)

Em

piątek, 5 lipca 2013

Żele Radox i szampony Timotei po 1,99 zł w Super-Pharm

Macie w pobliżu Super-Pharm, a w portfelu kartę lojalnościową tej drogerii? Jeśli tak, jest to wpis dla was. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w personalizowanych zwykle takich samych dla wszystkich kuponach jest coś rzeczywiście wartego uwagi. Już od jakiegoś czasu nawet nie zaglądałam na swoje konto, bo nie spodziewałam się tam czegokolwiek interesującego. Tym razem jednak warto. Większość osób otrzymała dwa ciekawe kupony: na zakup szamponu Timotei za 1,99 zł i żelu pod prysznic Radox za tę samą cenę.


Na zakupy wybrałam się wczoraj do krakowskiej Galerii Kazimierz i niestety szamponów już nie było, choć podobno w poniedziałek będzie dostawa. Wybrałam za to żel o zapachu lawendy i lilii wodnej.




Promocja trwa do środy 10 lipca, więc macie jeszcze kilka dni, żeby z niej skorzystać. Pamiętajcie, że nie musicie drukować kuponów. Wystarczy, że powiecie przy kasie z jakiej promocji chcecie skorzystać.

Em

środa, 3 lipca 2013

(zapowiedź) nowości essence jesień/zima 2013

Nowości, które pojawią się w szafach essence tuż po wakacjach.

błyszczyki w tubkach
6 nowych błyszczyko-balsamów w tubkach w odrobinę zmienionych opakowaniach. Smaki: strawberry cheesecake, apple pie, cherry brownie, mint drop, mango ice cream, berry cupcake.
strawberry cheesecake | apple pie | cherry brownie | mint drop | mango ice cream | berry cupcake

balsamy koloryzujące

dwa nowe odcienie błyszczyków stay with me

dwa nowe odcienie błyszczyków xxxl shine

zestawy mini błyszczyków

szminki

cienie metal glam

eyelinery crystal

cienie w kremie

nowy odcień cienia prasowanego

nowy tusz z serii get big! lashes

tusz lashes go wild


tusz lash mania reloaded

wodoodporny eyeliner stays no matter what

kredka jumbo I love smokey

kredki jumbo stays no matter what

nowy odcień kredki 2in1

nowy odcień kredki kajal

dwa nowe odcienie różu

róże w sztyfcie

podkład all about matt!

pędzel kabuki

pędzelek do eyelinera

lakiery

zestaw do żelowych paznokci
Wszystkie zdjęcia pochodzą z yvusbeauty.blogspot.com (kosmetikaddicted.blogspot.com)

Przejdźmy do rzeczy :) Najbardziej cieszę się chyba z piaskowych lakierów do paznokci. Byłam pewna, że essence w końcu je wprowadzi i nie pomyliłam się. W ogóle całkiem dużo rzeczy mi się podoba: kredki jumbonowe smaki błyszczyko-balsamówszminkicienie w kremie (oby nie były podobne do tych z limitowanej edycji fruity!), tusz do rzęs w tubce  róże w sztyfcie.

Zanim jednak będę miała okazję zobaczyć nowości na żywo, minie jeszcze sporo czasu, więc na razie nie nastawiam się na nic konkretnego. Będę za to śledzić uważnie pierwsze swatche na blogach :)

Em