sobota, 30 marca 2013

Ulubione lakiery na WIOSNĘ

Dawno, dawno temu (czyli w październiku 2011) wrzuciłam wpis o moich ulubionych lakierach na jesień. Już od kilku tygodni na moich paznokciach królują z kolei kolory iście wiosenne, dlatego postanowiłam opublikować podobną notkę, tym razem poświęconą mojej ulubionej (i powiedzmy, że aktualnej) porze roku.

Jak widać królują tu zielenie i pastele, nie mogło więc zabraknąć lakierów z dwóch najlepszych wiosennych edycji essence - cute as hell (wiosna 2010) i blossoms etc... (wiosna 2011).

essence cute as hell
02 bad girl | 04 date me! | 01 naughty but nice | 03 not just cute

essence blossoms etc...
01 I like | 04 bloom-a-loom | 05 forget-me-not

essence ballerina backstage 02 wear your little tutu
essence fruity 03 very cherry
essence marble mania 04 peaches

essence I love berlin 02 I'm a berliner
essence whoom! boooomm!! 03 you've got the art
essence ready for boarding 03 exits on your right
Nie wszystkie z nich należą do moich ulubieńców pod względem formuły (tak jest choćby z miętą z limitki lotniczej i truskawką z owocowej), ale uwielbiam ich wygląd na paznokciach. Często też łączę ze sobą pastelowe kolory, dzięki czemu wygląda to jeszcze bardziej wiosennie. W zeszłym roku wykorzystałam ten pomysł przy okazji akcji skittles manicure (KLIK) i bardzo spodobał mi się efekt.

Pastele na wiosnę? Odkrywcze - że tak sparafrazuję tekst z filmu Diabeł ubiera się u Prady. Stawiacie na wiosenną klasykę, czy może wręcz przeciwnie?

Em

środa, 27 marca 2013

Tak, byłam na koncercie Justina Biebera

Marka essence jako oficjalny partner trasy koncertowej "Believe" Justina Biebera zaprosiła mnie na koncert, który odbył się w poniedziałek w Łodzi. Zastanawiałam się, czy jechać - bo środek tygodnia, bo trochę daleko no i fanką Justina nie bardzo mogę się nazwać. Nie, nie dlatego, że to obciach - po prostu jakoś do tej pory nie miałam okazji bliżej przyjrzeć się jego hitom. Co mi szkodzi? - pomyślałam. Jako fanka koncertów wszelkiego rodzaju stwierdziłam, że niewiele tracę, a może to być ciekawe doświadczenie. I było, oj tak.

Do ostatniej chwili nie wiedziałam, jakie właściwie będę mieć miejsce, więc kiedy okazało się, że organizator zapewnił mi bilety w Golden Circle, byłam mile zaskoczona. Uwielbiam koncerty, dlatego zwykle decyduję się na najtańszą możliwą opcję, żeby móc zobaczyć na żywo jak największą ilość wykonawców. Co za ironia losu, że ten jedyny raz, kiedy mam świetne miejsce, akurat występuje Bieber - pomyślałam ;)

Kolejnym miłym zaskoczeniem było to, że większość publiczności choć ten jeden raz była mojego wzrostu lub niższa, więc całkiem dużo widziałam - bardzo mnie to bawiło. O to jednak było nietrudno ze względu na przedział wiekowy widzów :) Justin oczywiście się spóźnił, ale dokładnie tyle co ja, więc nie mam mu tego za złe.

Kilka zdjęć, które udało mi się zrobić podczas koncertu - jakość wiadomo jaka.




Ogólne pokoncertowe wrażenia miałam mieszane. No dobra, przyznam, poczułam się staro! Ciężko było mi nie parskać śmiechem za każdym razem, kiedy Justin "przypadkiem" podnosił koszulkę pokazując kawałek brzucha, a z gardeł nastolatek wydobywał się dziki pisk. Ciężko było mi też zrozumieć szlochające po zakończeniu koncertu dziewczyny, zwierzające się koleżankom, że to takie straszne, już nigdy go nie zobaczę. No ale dodać trzeba, że ja ogólnie nie jestem z tych piszczących na widok gwiazd, jakoś zawsze wydawało mi się to odrobinę przesadzone (no dobra, raz czy dwa... ;) ).

Sam koncert był w porządku. Trochę za dużo playbacku (nie jestem do niego przyzwyczajona) i ogólnego skupienia się bardziej na show niż śpiewaniu. Z zaciekawieniem patrzyłam, co się dzieje na scenie, ale uniesień muzycznych nie doświadczyłam. Kompletnie rozbrajało mnie za to trzech dojrzałych chłopów stojących przez cały czas z boku i robiących dziwne wygibasy (prawdopodobnie w celu rozruszania publiczności). Przez jakiś czas z czas próbowałam ich naśladować, ale szybko się zmachałam :) Tak sobie myślę, że to byłaby idealna praca dla mnie - jeździć po całym świecie, przez dwie godziny wymachiwać bez składu rękami na scenie i jeszcze zgarniać za to kasę!

Cieszę się, że zdecydowałam się pojechać, bo było to ciekawe doświadczenie i skłoniło mnie do kilku przemyśleń (za moich czasów nie było szans na koncert takiej światowej gwiazdy w Polsce - wtedy byłaby to pewnie Britney!!!). Trochę się poczułam staro, ale to nic. Przy okazji uświadomiłam też sobie, jak negatywnie ludzie są nastawieni do Biebera - wcześniej niezbyt interesowałam się jego osobą, więc dopiero teraz dostrzegłam cały ten hejt, który nasilił się w związku z koncertem. Śmieszny mnie to - niech każdy słucha takiej muzyki jak chce, o czym tu dyskutować?

Czy współpraca essence z Justinem to dobra decyzja? Przekonałam się, że tak. Nie od dziś wiadomo, że produkty essence kierowane są głównie do nastolatek, a to właśnie ich na koncertach Biebera są tysiące. Stoiska, na których można się dowiedzieć więcej o kosmetykach i zrobić zdjęcie z kartonowym (he-he) idolem są więc niezłą reklamą. 

Nie zostaje mi nic innego, jak do listy życiowych doświadczeń dopisać koncert mega gwiazdy pop i czekać na majowy występ Within Temptation, na który z kolei bez wahania zaprosiłam się sama :)

Em

niedziela, 24 marca 2013

Zakupy Yankee Candle i niedzielne śniadanie w Moment Resto

Niedziela to od jakiegoś czasu TEN JEDYNY DZIEŃ. Ten dzień, kiedy budzę się i jak codziennie moją pierwszą myślą jest "czy dziś jest niedziela i mogę jeszcze spać"? I kiedy okazuje się, że tak, ogarnia mnie błogi spokój :) Dziś miałam jednak w planach miłe przedpołudnie na krakowskim Kazimierzu, więc dość wcześnie udało mi się wstać. Zakupy i pyszne śniadanie to w końcu wystarczająco dobre motywatory.

Jak wspominałam w dodanej niedawno notce o mojej przygodzie z Yankee Candle, w ten weekend można  zrobić zakupy ze zniżką -20%. Poczytałam o waszych typach, a następnie obwąchałam dziesiątki zapachów i cudem tylko udało mi się wybrać jedynie siedem :)




Zacznijmy od tego, czego nie kupiłam. Ev zwróciła moją uwagę na Lemon Lavender, jednak lawenda to  zdecydowanie nie są moje klimaty, nawet w połączeniu z cytryną. Elle wspomniała o Sicilian Lemon, ale szybko stwierdziłam, że jest zbyt podobny do Sparkling Lemon, który mam w postaci dużego słoja. Dzięki Cassidy na mojej liście znalazł się Vanilla Satin, jednak skreśliłam go tuż po powąchaniu, dla mnie jest  bardzo sztuczny. Adrianna pisała o Midnight Jasmine, hm... albo w ogóle nie było tego wosku, albo nie zwrócił mojej uwagi, bo nie zapadł mi w pamięć. Bardzo chciałam wypróbować ulubieńca Zielonej, czyli Cranberry Ice, niestety mimo poszukiwań nie udało mi się go znaleźć (przynajmniej w postaci wosku). Chwilę zastanawiałam się nad Beach Walk sugerowanym przez PrincessBadCat, ale wydał mi się zbyt delikatny, bardzo neutralny, choć nie skreślam go z listy całkowicie. Kolejny raz wąchałam też wspominany przez natooral Home Sweet Home, ale na razie nie mam ochoty na bardzo przyprawowe aromaty i pewnie nie zmieni się to aż do jesieni. 



Siedmiu wybrańców to: 
Sun&Sand, na który czaiłam się już od bardzo dawna i być może kiedyś kupię go w postaci świecy,
Sandalwood Vanilla, na temat którego naczytałam się samych zachwytów, więc nie zastanawiałam się długo nad wrzuceniem go do koszyka,
Pink Sands, czyli z tego co pamiętam najlepiej sprzedający się zapach YC na świecie,
Soft Blanket, ostatni wosk znaleziony gdzieś w kącie, czekał specjalnie na mnie (jeden z typów Zielonej),
Loves Me, Loves Me Not, łąka pełna stokrotek, czyli wiosna w pełni,
Camomille Tea, ciepły, słodki, bezpieczny, miodowo-rumiankowy,
River Valley, męski zapach, trochę podobny do Midsummer's Night, a więc całkowicie moje klimaty.



Na śniadanie wybrałam się do jednego z moich ulubionych miejsc, czyli Moment Resto. Lubię tam wpadać  również na obiad, jednak to właśnie oferta śniadaniowa przemawia do mnie najbardziej, zwłaszcza gdy obowiązuje specjalne menu, np. w lecie. Musicie mi wybaczyć jakość zdjęć, niestety bloger ze mnie marny, bo zwykle rzucam się na jedzenie zanim przypomnę sobie o fotkach (co często widać), a w ogóle to nie umiem robić ich tak, żeby wszystko wyglądało tak smacznie jak na żywo. Popracuję nad tym, obiecuję.

Dzisiejszy (wyjątkowo niefotogeniczny) zestaw - tosty z serkiem ziołowym, wędzonym łososiem i sadzonym jajkiem podawane z grillowanymi pomidorkami koktajlowymi.
Zawsze dobry wybór, czyli śniadanie francuskie - trzy rogaliki podawane z czekoladą, konfiturą i miodem.
Ulubieniec z zeszłorocznego letniego menu - jogurt z dżemem pomidorowym i płatkami migdałów zrobił furorę.
Równie dobra letnia propozycja - tosty z rabarbarem, serem i miodem. Dziwne połączenie, ale niezwykle udane.
W przyszłości z chęcią pokażę wam więcej dobrych śniadaniowych miejsc na mapie Krakowa. Tymczasem pooranek zaliczam do wyjątkowo udanych i mam nadzieję, że reszta dnia będzie równie przyjemna :)  Czego i wam oczywiście życzę. Em

piątek, 22 marca 2013

L'Occitane Spring Cherry - czy produkty są warte swojej ceny?

Wszyscy mają już dość zimy, cóż jednak poradzić na to, co dzieje się za oknem? Może skupić się na przykład na wiosennych kolekcjach marek kosmetycznych? Nie wiem, czy to w jakikolwiek sposób pomoże, no ale spróbujmy. Wiosenna seria L'Occitane została po polsku nazwana wiśniowym przedwiośniem. W jej skład poza pokazanymi wyżej produktami weszły: żel pod prysznic, mleczko do ciała i woda toaletowa. 


O bardzo znanym klasycznym kremie do rąk L'Occitane już na blogu pisałam. W skrócie: jestem na tak, ale nie za taką cenę. Ta limitowana wersja pachnie co prawda pięknie, jednak jeśli chodzi o pielęgnację, jest jeszcze gorzej niż w przypadku oryginału. 29,90 zł za 30 ml takiego mazidełka to według mnie niestety niezłe przegięcie i nie jest to tylko moja opinia. Zdradzę wam, że przeprowadziłam mały test polegający na tym, że osobie kompletnie nie znającej się na markach kosmetycznych dałam do przetestowania kilka kremów do rąk i poprosiłam o uszeregowanie od najlepszego do najgorszego. Ten znalazł się na ostatnim miejscu, niżej nawet niż produkt pięćdziesięciokrotnie (sic!) tańszy. Czy muszę pisać coś więcej?



Zdjęcie zrobione oczywiście przed rozpoczęciem testów :)
Mydełko z tej serii kosztuje 15 zł, pachnie tak samo ładnie (a nawet mocniej niż krem), dobrze się pieni, nie wysusza dłoni i jest urocze. No dobra, tyle pieniędzy za zwykłe mydło to wciąż jest dużo, jednak w tym przypadku byłabym w stanie wydać tych kilkanaście złotych właśnie dla pięknego aromatu i ogólnego ładnego wyglądu :) Choć może lepiej byłoby po prostu postawić na wodę toaletową? Nie wiem jednak, czy taki słodki, kwiatowo-wiśniowy zapach nie znudziłby mi się przed zużyciem 50 ml.

Jeśli chcecie wypróbować coś z tej serii, zdecydowanie postawiłabym na produkty, których zapach może być głównym atutem - a tak jest w przypadku mydła, żelu pod prysznic i oczywiście perfum. Mleczko do ciała mogłoby niestety okazać się takim niewypałem jak krem, więc lepiej nie ryzykować.

Em

P.S. Produkty zostały mi przekazane do przetestowania.

środa, 20 marca 2013

Yankee Candle



Pierwszy raz na sklep z produktami Yankee Candle trafiłam niespełna rok temu. Kiedy szłam ulicą Miodową w Krakowie, moją uwagę przyciągnęła ładna wystawa. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne, jednak trochę zwaliły mnie z nóg ceny. Postanowiłam mimo wszystko zaryzykować.

Początkowo skupiałam się tylko na świecach i zdecydowałam się na trzy: duży słój Sparkling Lemon, pillar Midsummer's Night i średni tumbler Mandarin Cranberry. Najłatwiejsze w użyciu są zdecydowanie pillary, ponieważ w nich wosk spala się do samych ścianek najszybciej (jest to ważne, żeby uniknąć tunelowania i zmarnowania części wosku).

Potem były moje urodziny i jednym z prezentów okazał się kominek do wosków, strzał w dziesiątkę! Z tego co wiem, został kupiony w Starej Mydlarni. Bardzo podoba mi się wizualnie, jedyną jego wadą jest wysokość - zwykle kładę na sobie dwa podgrzewacze, żeby wosk w miseczce dobrze się roztopił.



Wraz z kominkiem przyszedł do mnie pierwszy wosk, bardzo zimowy Winter Wonderland. I od tego zaczęła się moja przygoda z kominkiem, który teraz jest w użyciu nawet częściej niż świece. Mimo wszystko do tych drugich wciąż mam ogromny sentyment i najchętniej wszystkie zapachy miałabym właśnie w takiej formie.


Ogromną zaletą wosków jest to, że za stosunkowo niską cenę (6 zł) możemy przetestować wiele różnych zapachów. Moja kolekcja rozrasta się z każdą wizytą w sklepie na Miodowej.


Wszystkie otwarte woski przechowuję w szczelnie zamkniętych woreczkach strunowych, żeby nie utraciły swoich właściwości. Jak widzicie, w porównaniu z innymi YC-maniaczkami, do tej pory przetestowałam ich stosunkowo niewiele, ale przede mną jeszcze z pewnością wiele zapachowych doświadczeń.

Obecnie moja kolekcja Yankee Candle wygląda tak:
świece:
Sparkling Lemon (mocno cytrynowy, ale bez aromatu środków czyszczących, mój ulubieniec na lato)
Midsummer's Night (ulubiony zapach z całej kolekcji, bardzo męski)
Mandarin Cranberry (słodki, świąteczny zapach, choć mi najbardziej pasował na jesień)
woski:
Baby Powder (po prostu zapach dziecięcego pudru)
Winter Wonderland (mroźno-zimowy, bardzo trwały)
Fluffy Towels (zapach świeżego prania, niestety niezbyt trwały)
Fresh Cut Roses x 2 (najpiękniejszy zapach świeżych róż)
Beach Flowers (nieokreślona mieszanka kwiatowa, bardzo mocna, może być męcząca)
Garden Sweet Pea x 2 (słodki, kwiatowy, bardzo przyjemny i stosunkowo neutralny)
Paradise Spice (banany i ananasy wymieszane z przyprawami, przywodzi na myśl środek lata :) )
Honey&Spice (cynamon i miód, ciepły, korzenny i słodki, ładny, jednak muszę mieć na niego nastrój)
Midsummer's Night
Garden Hideaway
Lilac Blossom
Cherry Blossom

Przy zabawie z woskami nie można zapomnieć o zrobieniu dużego zapasu podgrzewaczy. Moje sprawdzone i ulubione to te z IKEA, 100 szt. kosztuje 9,99 zł.

Post o Yankee Candle  pojawił się właśnie teraz nie bez przyczyny. W najbliższy weekend, czyli 23 i 24 marca 2013, wraz z kuponem znajdującym się w aktualnym numerze magazynu flesz, będzie można zrobić zakupy ze zniżką 20%. Rabat nie łączy się z innymi promocjami, ale obejmuje cały asortyment. Pełną listę sklepów biorących udział w akcji znajdziecie TU. Ja oczywiście kupon już mam i w sobotę wybieram się po kolejną partię wosków do przetestowania :) W związku z tym dajcie znać, co koniecznie muszę powąchać. Znów będę miała ogromny problem z wyborem tylko kilku zapachów!

Em

niedziela, 17 marca 2013

Dzień Świętego Patryka

Zieleń to - jak nietrudno zgadnąć - mój ulubiony kolor. Mam zielonego bloga, zielone ściany w pokoju i zieloną pufę, na której właśnie siedzę. Nic dziwnego, że 17 marca, kiedy miasto również staje się bardziej zielone, to jeden z moich ulubionych dni w roku. 

Mam również całkiem sporą kolekcję zielonych kosmetyków do makijażu, które z oczywistych względów lubię szczególnie. Wiem, że nie wszyscy przepadają za tym odcieniem na oczach czy paznokciach, jednak sama sięgam po niego stosunkowo często. W tym tygodniu na przekór zimie z upodobaniem malowałam się kredką essence scream green (klik), której oczywiście zapomniałam potem dołożyć do zdjęcia. Reszta mojej zielonej gromadki wygląda właśnie tak.

H&M 450 Green | essence ready for boarding 03 exits on your right |
essence I love Berlin 02 I'm a berliner | Sensique Paradise Island 233

essence I love Berlin 05 I'm a berliner | Basic 07 | essence crazy about colour 05 crazy about green

My Secret Star Dust 7 | H&M Hunt Me Down |
essence return to paradise 03 back to paradise | essence 04 I love NYC 

Inglot (bardzo stara paleta trzymana już tylko z sentymentu) | My Secret Pearl Touch 108 |
Catrice 500 Hip Hop On The Tree Top | essence I love Berlin 01 style victim | Inglot 414 Pearl

W planach na wieczór miałam wycieczkę na zieloną babeczkę i zielone piwo, jednak z powodu nieprzewidzianych komplikacji dziś będę mogła je pooglądać tylko na zdjęciach. Ale to nic, w końcu za rok będzie kolejny Dzień-Pod-Znakiem-Najlepszego-Koloru :)

facebook.com/cupcakecorner

Znajdzie się tu więcej miłośników zielonego? Ile macie w kosmetyczce produktów o takim kolorze? A może zupełnie za nim nie przepadacie? :)

Em

piątek, 15 marca 2013

(zapowiedź) CATRICE Geometrix LE

 róż w bibułkach
C01 Red
pędzel kabuki
paleta cieni do powiek
C01 Mix
 matowe szminki w kremie
C01 Red 
C02 Light Red

transparentny puder matujący
 lakiery do paznokci
C01 Blue 
C02 Red 
C03 Orange
C04 Yellow
 tusz do rzęs

Em