poniedziałek, 8 sierpnia 2016

MAŁE PRZYJEMNOŚCI, KTÓRE CZYNIĄ ŻYCIE LEPSZYM

Jeśli śledzicie mnie na instagramie, z pewnością wiecie, że jestem teraz nad morzem, gdzie zajmuję się głównie czytaniem książek, chodzeniem na długie spacery po plaży i rozmyślaniem o życiu. Wczoraj na przykład, kiedy siedziałam na piasku, obserwując cudowny zachód słońca i niebo przybierające przedziwne barwy, zastanawiałam się, jakie są te moje małe przyjemności, dzięki którym jestem szczęśliwsza. W trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy, kiedy zainspirowana ideami minimalizmu i slow life starałam się żyć bardziej świadomie, próbowałam częściej skupiać się na tych drobnych rzeczach, sprawiających, że nawet pod koniec całkiem zwyczajnego dnia potrafiłam przypomnieć sobie dobre chwile. Chcę się z wami podzielić moją listą małych przyjemności, ale przede wszystkim jestem bardzo ciekawa, jakie są te wasze! Podzielcie się nimi w komentarzach – na pewno zainspirują nie tylko mnie, ale też innych czytelników.




1. JEDZENIE ŚNIADAŃ W ULUBIONYCH KAWIARNIACH. Jestem pewna, że nikogo, kto zna mnie choć trochę lepiej, nie zdziwi pierwszy punkt na tej liście. Jestem największą znaną mi propagatorką jedzenia śniadań na mieście! Przyznam, że sama odkryłam tę przyjemność dość późno, bo zaledwie kilka lat temu, a od około dwóch staram się odwiedzać w porannych godzinach ulubione knajpki przynajmniej kilka razy w miesiącu. Powolne jedzenie pysznego śniadania i popijanie porannej kawy w towarzystwie kogoś fajnego to jeden z najlepszych elementów weekendu, jakie potrafię sobie wyobrazić! I obiecuję, że kiedy wrócę do Krakowa, w końcu opublikuję listę moich ulubionych śniadaniowych miejscówek.
2. ZABAWA W POKEMON GO PODCZAS PRZEMIESZCZANIA SIĘ PO MIEŚCIE. Pokemon Go pojawiło się co prawda stosunkowo niedawno, ale bardzo szybko stało się jednym z fajnych elementów każdego dnia. Prawie codziennie trzeba się pojawić tu i tam, spędzając przynajmniej kilkadziesiąt minut w różnych środkach transportu lub przemieszczając się pieszo. Nic tak nie uprzyjemnia tego teoretycznie straconego czasu jak właśnie łapanie nowych pokemonów. W pakiecie są porozumiewawcze uśmiechy wymieniane z innymi graczami!

3. ZAJĘCIA ROZCIĄGAJĄCE NA DOBRY POCZĄTEK DNIA. Nie będę ściemniać, że zawsze mi się chce i że wizyta w centrum fitness jest tym, o czym marzę zaraz po wstaniu z łóżka. Jestem też osobą, której nie chce się ćwiczyć samej w domu i która do niedawna odmawiała uczestniczenia w jakichkolwiek zajęciach grupowych. Kilka miesięcy temu zaczęło mi jednak przeszkadzać to, że byłam jakaś taka nierozciągnięta i w ogóle czułam się, jakbym miała na karku co najmniej kilkanaście lat więcej. Postanowiłam rzucić się na głęboką wodę i kupiłam karnet na 8 tygodni (wierząc, że będę chodzić ze względu na wydane pieniądze – o dziwo podziałało!), a potem odkryłam, że poranne zajęcia z pilatesu albo zdrowego kręgosłupa są zadziwiająco przyjemne i dają mi energetycznego kopniaka na resztę dnia. Więc nie, zwykle mi się nie chce, ale kiedy ćwiczę, a zwłaszcza kiedy skończę ćwiczyć, czuję się świetnie! Planuję kupić kolejny karnet, jak tylko wrócę z wakacji, i znów chodzić do klubu fitness ok. 2 razy w tygodniu.

4. PORANNE PRZEJAŻDŻKI ROWEREM PO BUDZĄCYM SIĘ DO ŻYCIA MIEŚCIE. Kiedy tylko robi się cieplej, staram się jeździć rowerem, gdzie tylko się da. Są więc takie dni, kiedy przejeżdżam o siódmej rano przez centrum miasta, a wtedy za każdym razem czuję, że zakochuję się w Krakowie na nowo. Miasto jest pustawe, kawiarnie dopiero się otwierają, ludzie spieszą się do pracy, tylko panie sprzedające obwarzanki są już zawsze na miejscu. Mówię wam, krakowski rynek o poranku jest najpiękniejszy.
5. POPOŁUDNIOWA KAWA. Znacie ten moment popołudniowego spadku energii i ogólnego jużmisiędziśniechce? Wtedy właśnie wkracza kawa, cała na biało. I nawet nie musi być z kofeiną – sama ostatnio często sięgam po zbożową. Chodzi o pozwolenie sobie na tę chwilę spokoju, zatrzymanie się i zebranie energii na resztę dnia. Najlepiej oczywiście, kiedy kawie towarzyszy coś słodkiego, byle nie codziennie!
6. WIECZORNA KĄPIEL Z BĄBELKAMI. Jestem jedną z tych osób, które kochają gorące kąpiele tak bardzo, że nie odpuszczają ich sobie nawet w środku lata (no dobra, może nie kiedy jest ponad 30 stopni, wtedy lepszym wyborem jest mimo wszystko chłodny prysznic). Najbardziej jednak uwielbiam zanurzyć się w wannie na koniec deszczowego lub mroźnego dnia. Kiedyś leżąc w wannie, zawsze coś przy okazji czytałam, ale ostatnio lubię po prostu myśleć i chłonąć to uczucie, że jest mi ciepło i przyjemnie.
7. OGLĄDANIE VLOGÓW KRZYSZTOFA GONCIARZA. Moje youtubowe uzależnienie, do którego przyznaję się bez cienia wstydu! Filmiki są na bardzo wysokim poziomie i pokazują nie tylko Japonię, ale też różne podróże Krzyśka. A najlepsze jest to, że ukazują się codziennie! Jeśli jakimś cudem jeszcze ich nie znacie, tu możecie to nadrobić.

8. PUBLIKOWANIE NOWEGO ZDJĘCIA NA INSTAGRAMIE. Mimo że na instagramie działam aktywnie już od prawie trzech lat, wciąż za każdym razem kiedy wrzucam na profil nowe zdjęcie, czuję mieszankę lekkiej ekscytacji i ciekawości, czy fotka się spodoba. Uwielbiam też to, że w świecie, w którym codziennie robi się dziesiątki zdjęć, których potem nie ma się czasu przeglądać, mam miejsce, dzięki któremu szybko mogę sobie przypomnieć fajne chwile ostatnich miesięcy. Jeśli jeszcze nie śledzicie mnie na instagramie, zapraszam: instagram.com/martamardyla
9. WRACANIE DO ULUBIONYCH KSIĄŻEK. Czytanie nowych książek jest super. Ale nie zawsze jest czas, żeby wciągnąć się w coś nowego. W takich momentach najbardziej lubię wracać do starych ulubieńców, których mogę czytać nawet tylko fragmentami. Nikogo chyba nie zdziwi, że moim numerem jeden jest tu Jeżycjada, która zawsze sprawia, że czuję się lepiej.
10. SAMOTNE WYPADY DO KINA. Ostatnio trafiłam gdzieś w internecie na wpis o tym, że ktoś sam poszedł do kina. Komentarze wskazywały na to, że dla niektórych jest to nie do pomyślenia! Bardzo mnie to zdziwiło – czy naprawdę kogoś jeszcze dziwi widok osoby kupującej przy kasie jeden bilet i siadającej w pustym rzędzie? Ja to uwielbiam! Jasne, bardzo lubię chodzić do kina w towarzystwie, ale mimo wszystko częściej odwiedzam je sama, zwłaszcza od kiedy mam kartę Unlimited i mogę chodzić, na co chcę, kiedy chcę. Jeśli nigdy nie mieliście okazji wybrać się do kina samemu, bardzo polecam spróbować!


Tak jak pisałam na początku, koniecznie dajcie znać w komentarzach, jakie są wasze małe przyjemności! A ja lecę zrobić sobie kawę, bo jest już popołudnie, a… patrz punkt piąty :)

PS Zachody słońca są tutaj naprawdę fantastyczne!!!

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie komentarz. Bardzo chętnie je czytam i odpowiadam na każde pytanie! Proszę, nie spamuj jednak - nie zapraszaj do siebie i nie podawaj linka do swojego bloga. Znajdę go w Twoim profilu! Dziękuję.