W mojej kolekcji kosmetyków do makijażu nie ma wiele produktów z wysokiej półki. Nie ukrywam, że wolę szukać tanich perełek, niż wydawać pieniądze w luksusowych perfumeriach. Od czasu do czasu zdarza mi się jednak na coś skusić i tak też było w przypadku bronzera Clinique.
Ciekawostka: zdjęcia były robione rok temu! Przed chwilą znalazłam je na dysku :) |
Dorwałam go na bezcłówce za jakieś 22e, więc trochę taniej niż w Polsce (w Douglasie na przykład kosztuje on 135 zł). Produkt ma 9,6 g.
Bronzer dostępny jest w trzech odcieniach, ja mam najjaśniejszy - 02 Sunkissed.
Jest to bardzo naturalny odcień, którym trudno zrobić sobie krzywdę. Przy odrobinie wprawy mogą go używać nawet osoby o wyjątkowo jasnej karnacji. Mimo że teoretycznie bronzer posiada drobinki, w jakiś magiczny sposób znikają one podczas aplikacji i zupełnie nie widać ich na twarzy. Nie posiadam żadnego stałego, "codziennego" zestawu do makijażu, jednak kiedy nie wiem, co nałożyć na policzki, bez wahania sięgam właśnie po ten produkt. Myślę, że jest to jeden z najczęściej używanych kosmetyków w całej mojej kolorówce.
Skóra po jego użyciu wygląda na muśniętą słońcem, zdrowszą, nabiera ładnego odcienia. Muszę przyczepić się jednak do opakowania, które wizualnie jest takie sobie, łatwo się rysuje, a dodatkowo bardzo szybko rozwaliło się przy zawiasach. Czytałam, że nie tylko ja miałam taki problem, więc zakładam, że nie stało się to z mojej winy.
Sam produkt jest naprawdę świetny, polecam go zwłaszcza osobom, które mają trudności z dobraniem odpowiedniego bronzera do jasnej karnacji, a także tym zaczynającym dopiero przygodę z tego typu kosmetykami. Wolałabym jednak, gdyby producent zrobił coś z opakowaniem, które powinno być zdecydowanie bardziej wytrzymałe.
Gdybyście mogli zostawić w swojej kolekcji tylko jeden wysokopółkowy kosmetyk do makijażu, co by to było? :)
Em