sobota, 29 września 2012

Bath & Body Works w Polsce!

Bath & Body Works? Od dawna oglądałam produkty tej marki na zagranicznych blogach, pokazywane były też często w amerykańskich filmikach na youtube. Wzdychałam do tych pięknie pachnących świec i kosmetyków, nie licząc nawet na to, że kiedykolwiek będą one dostępne w Polsce. Kiedy więc kilka miesięcy temu trafiłam na informację o planowanym otwarciu sklepu B&BW w Złotych Tarasach, aż podskoczyłam z radości. No wreszcie! 

Ekipa B&BW zrobiła prawdopodobnie małe dochodzenie i doszła do wniosku, że najłatwiej będzie zdobyć moją sympatię babeczkami. Mieli całkowitą rację.

Na przedpremierowe otwarcie sklepu szłam z jednym zamiarem - dorwać świecę Leaves w jak największym rozmiarze. Od wielu miesięcy miałam na nią ogromną ochotę, a po przestudiowaniu kombinacji zapachowej, byłam przekonana, że muszę ją mieć. Już, teraz, natychmiast. Oczywiście jak można się było spodziewać (coś ten miesiąc mam nienajlepszy), świecy Leaves nie było :) Niestety okazało się, że wchodzi ona w skład kolekcji jesienno-zimowej, która pojawi się u nas dopiero za kilka tygodni. Byłam tak rozczarowana brakiem tego i innych słodko-otulająco-świątecznych zapachów, że postanowiłam tym razem całkowicie odpuścić sobie świece i skupić się na nich, kiedy wybór "moich" wersji będzie większy. Trochę szkoda, bo akurat trwa promocja 2 świece w cenie 1.


Niezrażona pierwszą porażką, przystąpiłam do zapoznawania się z piątką najpopularniejszych zapachów: Japanese Cherry Blossom, Twilight Woods, Moonlight Path, Sweet Pea i Paris Amour. Jak nietrudno zgadnąć, najbardziej zainteresowana byłam tym ostatnim. Nic nie poradzę na to, że wszystko, co ma w nazwie "Paris" lub wieżę Eiffla na opakowaniu, automatycznie przyciąga mój wzrok. Chcę mieć tę mgiełkę! - zdecydowałam po wwąchaniu się w kompozycję francuskich tulipanów, kwiatu jabłoni i różowego szampana. Niestety chciałam potem pobieżnie przetestować także inne zapachy w sklepie i to był błąd. Dziesięć minut później nie tylko nie byłam już zdecydowana zupełnie na nic, ale co najgorsze mój nos całkowicie odmówił współpracy. Zajęłam się więc robieniem zdjęć.




Jak już wspominałam, zostałam przekupiona babeczkami, więc teraz będą same zachwyty. Przede wszystkim mile zaskoczyły mnie ceny - obawiałam się, że mogą one zostać bardzo wywindowane, na szczęście nie jest tak źle (antybakteryjny żel do rąk w USA kosztuje 1,5$, w Polsce 5,99 zł). Niespotykanym akcentem okazała się umieszczona wewnątrz sklepu umywalka, przy której możemy spłukać z rąk niechciane zapachy, a także przetestować mydła w piance. Największym jednak plusem jest dla mnie fakt, że B&BW oferuje testery do prawie każdego produktu! Jeśli w skład danej linii zapachowej wchodzą perfumy, mgiełka, balsam, masło i żel pod prysznic, na odpowiedniej półce leżą testery wszystkiego, więc można próbować do woli na własnej skórze. Super!




Ostatecznie z wielkim trudem (i to nie dlatego, że nic mi się nie podobało, wręcz przeciwnie!) wybrałam mgiełkę Paris Amour (49 zł), balsam Coconut Lime Breeze (35 zł) i mydło w piance Sweet Pea (29 zł - obecnie w promocji za 19 zł). Tym razem były to prezenty od gospodarzy, ale mój portfel już obawia się następnej wizyty w tym sklepie, kiedy wreszcie dorwę się do świeczek. Może to dobrze, że do Warszawy mam jednak trochę daleko :)

Sklepy Bath & Body Works możecie odwiedzić w Złotych Tarasach i Galerii Mokotów. Z okazji otwarcia przygotowanych zostało kilka promocji, jednak jeśli nie zdążycie się na nie załapać, w Elle i In Style znajdziecie kupon -20% na cały asortyment, który będzie można zrealizować w pierwszy weekend października. Jak wspominałam, mój portfel cieszy się, że nie będzie mnie wtedy w Warszawie.

Jeśli mieliście kiedykolwiek do czynienia z produktami tej marki i możecie mi coś polecić lub odradzić, koniecznie dajcie znać. Może dzięki temu następnym razem skompletowanie zakupów pójdzie mi szybciej :)

Em