Lubię wiedzieć, że niektóre rzeczy się nie zmieniają. Część z nich to małe tradycje, które są dla mnie niemalże świętością. Tak jest z Poniedziałkiem wielkanocnym, kiedy w Krakowie odbywa się Emaus. Co roku spotykam się wtedy z koleżanką, żeby pooglądać odpustowe kramy. I nie chodzi tu wcale o to, żeby cokolwiek kupić. Co prawda kiedy byłyśmy młodsze, a nasza tolerancja kiczu trochę większa, często zdarzało nam się coś przynieść do domu. Teraz najważniejsze jest po prostu to, że możemy się wreszcie spotkać i spędzić ten dzień dokładnie tak jak dwa, pięć i dziesięć lat temu.
Chodzimy więc między straganami i co chwilę znajdujemy coś, co powoduje u nas kolejny wybuch śmiechu. Niektóre zabawki są po prostu szczytem tandety i nie da się przejść obok nich obojętnie :) Co ciekawe, wiele ze sprzedawanych obecnie rzeczy można było kupić także kiedy sama byłam dzieckiem - kojarzycie chodzące pieski, pływające żaby, pistolety na kulki, skaczące pająki z pompką i tamagotchi? To wszystko wciąż jest dostępne, tylko ceny się zmieniły :) Są też oczywiście cukierki w stożkowych opakowaniach i bezowe misie. No i najważniejsze - dmuchane balony! Kiedy byłam mała zawsze kupowałam jednego i puszczałam go na długiej nitce daleko w niebo. Wspomnienia... :)
Poważnie boję się, że ta lalka będzie mi się śnić w nocy. Jest przerażająca i dzięki tajemniczemu mechanizmowi sama się huśta. Brr!
Jeśli gdzieś blisko was będzie odbywał się odpust, poświęćcie chwilę na obejrzenie zawartości kramów. Poprawa humoru gwarantowana! :)
Ciekawi mnie, czy wy też macie jakieś swoje małe tradycje?
Em