Na lipiec miałam bardzo dużo planów, ale prawie żaden z nich nie wypalił. Niestety nie udało mi się zgrać wszystkiego tak, żeby zorganizować i wcisnąć gdzieś jakiś zagraniczny wyjazd (a marzyła mi się Grecja), no ale trudno. W tym roku byłam już w końcu we Włoszech (przeczytaj: Trzy najpiękniejsze miejsca we Włoszech), a za kilka dni jadę do najbardziej "mojego" miejsca na świecie nad polskim morzem, gdzie mam zamiar całkowicie się zresetować i naładować akumulatory na resztę roku.
Jedynym prawdziwie wakacyjnym momentem był weekend, który pierwotnie miałam spędzić podróżując pociągiem po Polsce i zatrzymując się w Poznaniu i Toruniu. Wszystko zaplanowane, plecak spakowany, jadę w piątek o północy na dworzec, a tam okazuje się, że nie ma już biletów na ŻADEN z pociągów, którymi miałam jechać. Tak tak, zapomniałam o tym drobnym szczególe, żeby sprawdzić to wcześniej. Skoro jednak już się nastawiłam na wyjazd i miałam wolną sobotę, to wybrałam się pod Kraków, gdzie chodząc po lesie udawałam, że jestem gdzieś bardzo daleko od domu :) Tak czy inaczej było fajnie!
Jeśli miesiąc temu twierdziłam, że uwielbiam spędzać czas na swoim balkonie, to teraz sama nie wiem, jakiego użyć czasownika. Jeśli tylko jestem w domu i jest jasno/nie pada, to w 90% przypadków znajduję się właśnie tam. A jeśli w jakiś weekend postanowię jednak ruszyć się rano z domu, to pamiętam o Targu Śniadaniowym, który w soboty odbywa się w Parku Krakowskim, a w niedziele w Nowej Hucie. Pyszne, świeże produkty, którymi można się potem zajadać na trawie lub leżaku.
Spędzając na balkonie cały wolny czas trzeba się czymś zająć, a tym czymś jest zwykle czytanie książek. Do tego mrożona kawa (przeczytaj: Mój sposób na domową kawę mrożoną) i niczego mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Polecam wam szczególnie Afrykę Nowaka Piotra Tomzy (przeczytaj: Najlepsza książka, jaką ostatnio przeczytałam) i oczywiście moją ukochaną Jeżycjadę, w której będę się pewnie zaczytywać do końca życia (przeczytaj: Poznań śladami Borejków).
Lipiec obfituje w prezenty, bo najpierw moja przyjaciółka ma urodziny (fajny papier wybrałam, co? :)), potem imieniny, a na końcu imieniny mam ja. W tym roku poza (oczywiście) wyśmienitym śniadaniem na balkonie dostałam chyba najpiękniejsze róże, jakie istnieją.
Lipiec obfitował też w blogerskie spotkania. Najpierw było blogowe śniadanie na trawie w Krakowie, na którym w końcu zobaczyłam się z Nadine z Bo ma być mrucznie, a potem mój jednodniowy wypad do Częstochowy, gdzie spotkałam się z Paulą z One little smile i Anwen, która zaprowadziła mnie na najpyszniejszą bezę w moim życiu.
Obecne temperatury nie skłaniają do uprawiania sportu, ale mimo to staram się jak najwięcej jeździć na rowerze no i grać w piłkę, kiedy tylko znajdzie się grupa osób chętnych do biegania po boisku w tym upale. Ale za to jakiego gola ostatnio strzeliłam, że też nikt tego nie nagrał! Duma mnie rozpiera ;)
Dwa ulubione miejsca tego miesiąca. Mr. Pancake w Warszawie jest idealny do zasłodzenia się na amen, choć przyznam, że chyba nie dałabym rady zjeść sama tej porcji - zawsze biorę z kimś na pół. No i do tego klocki lego, którymi można się pobawić. Najlepiej. Z kolei Hex w Krakowie to moje najnowsze odkrycie - mają zdecydowanie największy wybór planszówek! Idealne miejsce, żeby spotkać się ze znajomymi, pograć w coś i napić się piwa.
Długo przymierzałam się do zakupów w Koszulkowo, ale w końcu się zdecydowałam i mam! W ostatnich tygodniach nosiłam je na zmianę, kiedy tylko mogłam ubrać się trochę luźniej. Już planuję kolejne zamówienie, bo koszulki są świetnej jakości.
Noce i dnie na krakowskim Rynku. Kocham to miasto. I kocham słodycze.
I na koniec kawa z rowerowego baru espresso bike krążącego po Krakowie. No i jeszcze raz te róże, które wywoływały na mojej twarzy uśmiech przy każdym wejściu do domu :)
Za miesiąc spodziewajcie się tysiąca zdjęć morza, piasku i zachodów słońca!
Wybrane wpisy z lipca