Marka essence jako oficjalny partner trasy koncertowej "Believe" Justina Biebera zaprosiła mnie na koncert, który odbył się w poniedziałek w Łodzi. Zastanawiałam się, czy jechać - bo środek tygodnia, bo trochę daleko no i fanką Justina nie bardzo mogę się nazwać. Nie, nie dlatego, że to obciach - po prostu jakoś do tej pory nie miałam okazji bliżej przyjrzeć się jego hitom. Co mi szkodzi? - pomyślałam. Jako fanka koncertów wszelkiego rodzaju stwierdziłam, że niewiele tracę, a może to być ciekawe doświadczenie. I było, oj tak.
Do ostatniej chwili nie wiedziałam, jakie właściwie będę mieć miejsce, więc kiedy okazało się, że organizator zapewnił mi bilety w Golden Circle, byłam mile zaskoczona. Uwielbiam koncerty, dlatego zwykle decyduję się na najtańszą możliwą opcję, żeby móc zobaczyć na żywo jak największą ilość wykonawców. Co za ironia losu, że ten jedyny raz, kiedy mam świetne miejsce, akurat występuje Bieber - pomyślałam ;)
Kolejnym miłym zaskoczeniem było to, że większość publiczności choć ten jeden raz była mojego wzrostu lub niższa, więc całkiem dużo widziałam - bardzo mnie to bawiło. O to jednak było nietrudno ze względu na przedział wiekowy widzów :) Justin oczywiście się spóźnił, ale dokładnie tyle co ja, więc nie mam mu tego za złe.
Kilka zdjęć, które udało mi się zrobić podczas koncertu - jakość wiadomo jaka.
Ogólne pokoncertowe wrażenia miałam mieszane. No dobra, przyznam, poczułam się staro! Ciężko było mi nie parskać śmiechem za każdym razem, kiedy Justin "przypadkiem" podnosił koszulkę pokazując kawałek brzucha, a z gardeł nastolatek wydobywał się dziki pisk. Ciężko było mi też zrozumieć szlochające po zakończeniu koncertu dziewczyny, zwierzające się koleżankom, że to takie straszne, już nigdy go nie zobaczę. No ale dodać trzeba, że ja ogólnie nie jestem z tych piszczących na widok gwiazd, jakoś zawsze wydawało mi się to odrobinę przesadzone (no dobra, raz czy dwa... ;) ).
Sam koncert był w porządku. Trochę za dużo playbacku (nie jestem do niego przyzwyczajona) i ogólnego skupienia się bardziej na show niż śpiewaniu. Z zaciekawieniem patrzyłam, co się dzieje na scenie, ale uniesień muzycznych nie doświadczyłam. Kompletnie rozbrajało mnie za to trzech dojrzałych chłopów stojących przez cały czas z boku i robiących dziwne wygibasy (prawdopodobnie w celu rozruszania publiczności). Przez jakiś czas z czas próbowałam ich naśladować, ale szybko się zmachałam :) Tak sobie myślę, że to byłaby idealna praca dla mnie - jeździć po całym świecie, przez dwie godziny wymachiwać bez składu rękami na scenie i jeszcze zgarniać za to kasę!
Cieszę się, że zdecydowałam się pojechać, bo było to ciekawe doświadczenie i skłoniło mnie do kilku przemyśleń (za moich czasów nie było szans na koncert takiej światowej gwiazdy w Polsce - wtedy byłaby to pewnie Britney!!!). Trochę się poczułam staro, ale to nic. Przy okazji uświadomiłam też sobie, jak negatywnie ludzie są nastawieni do Biebera - wcześniej niezbyt interesowałam się jego osobą, więc dopiero teraz dostrzegłam cały ten hejt, który nasilił się w związku z koncertem. Śmieszny mnie to - niech każdy słucha takiej muzyki jak chce, o czym tu dyskutować?
Czy współpraca essence z Justinem to dobra decyzja? Przekonałam się, że tak. Nie od dziś wiadomo, że produkty essence kierowane są głównie do nastolatek, a to właśnie ich na koncertach Biebera są tysiące. Stoiska, na których można się dowiedzieć więcej o kosmetykach i zrobić zdjęcie z kartonowym (he-he) idolem są więc niezłą reklamą.
Nie zostaje mi nic innego, jak do listy życiowych doświadczeń dopisać koncert mega gwiazdy pop i czekać na majowy występ Within Temptation, na który z kolei bez wahania zaprosiłam się sama :)
Em