Jedząc dziś śniadanie w jednej z krakowskich kawiarni, postanowiłam stworzyć serię wpisów o wiele mówiącym tytule Śniadaniowa Mapa Krakowa. Potem jednak przypomniałam sobie wczorajszą wizytę w Studiu Qulinarnym i stwierdziłam, że muszę zacząć od mapy Krakowa, ale deserowej.
Wczoraj w ramach świętowania moich imienin (swoją drogą, czy wy celebrujecie swoje? podobno zaczyna się to robić dopiero wtedy, kiedy już urodziny nie sprawiają nam radości - a ja obchodzę i jedne i drugie!) postanowiłam spróbować deseru, który już od jakiegoś czasu siedział w mojej głowie. W menu Studia Qulinarnego znajduje się pozycja panna cotta o smaku earl grey i mięty. Uwielbiam każdy smak z osobna, więc założyłam, że ich połączenie stworzy coś obłędnego.
Studio Qulinarne to restauracja z gatunku tych bardziej eleganckich, co widać również po cenach potraw. Zdecydowanie nie jest to miejsce na studencką kieszeń, chyba że na jakąś super ważną okazję. Główna sala z otwartymi na cichą uliczkę wielkimi oknami wygląda ładnie, jednak moje serce podbił ogródek, którego uroku za nic nie chciał uchwycić mój aparat. Klimatu dodawał pan grający na fortepianie - akurat trafiłam na jedną moich ulubionych melodii (River flows in you klik).
Przejdźmy jednak do tego, co najważniejsze. Panna cotta była po prostu obłędna. Miłośnicy tego deseru koniecznie muszą wypróbować taką jego wersję. Miałam też ochotę na inną ciekawą pozycję w menu - sorbet agrestowy, ale niestety akurat się skończył. Kolejny powód, żeby tam wrócić :)
Studio Qulinarne
Kraków, ul. Gazowa 4
Panna cotta o smaku earl grey i mięty - 20 zł
Wizyta w tym miejscu była zdecydowanie najprzyjemniejszym momentem wczorajszego popołudnia. A o dzisiejszym śniadaniu jeszcze zdążę wam napisać :)
Em
Mmm wygląda apetycznie ;) jednak nie wiem czy bym się tym maleństwem najadła !
OdpowiedzUsuń@Daria Majewska, na pewno nie, ale moim zdaniem akurat deseru nie zamawia się po to, żeby się nim najeść. Mnie z kolei zawsze bawią te ogromne talerze, na których wszystko wygląda na malutkie, ale widocznie tak musi być :)
OdpowiedzUsuńPodzielam zdanie- ogródek zapowiada się przemiło :)
OdpowiedzUsuń@Aniaa, jeden z najładniejszych ogródków, jakie widziałam, ale chyba nie przebija tego z pijalni czekolady w Kazimierzu Dolnym :)
OdpowiedzUsuńAle super pomysł! Będę czytać, bo zawsze lubiłam ciekawostki kulinarne z Krakowa. Teraz mam w planach wybrać się na frytki belgijskie, bo gdzieś na Dajworze są super i niedaleko Galerii Kazimierz podobno są super burgery. Ostatnio byłam na Krupniczej w Burgertata i byłam zachwycona!
OdpowiedzUsuń@Agni, trzy najlepsze według mnie miejsca z burgerami w Krakowie: MoaBurger (Mikołajska), Corner Burger (Wawrzyńca), Love Krove (Brzozowa). W tej kolejności :) Bardzo się cieszę, że pomysł Ci się podoba!
OdpowiedzUsuńWybiorę się.. :)
OdpowiedzUsuńależ tam musi być fajnie ♥ i jakie pyszności :)
OdpowiedzUsuńja obchodzę imieniny, zawsze to jedna więcej okazja do prezentów - nawet jak mam sobie sama kupić;) za panna cottą nie przepadam, wolę desery na ciepło, albo połączenie ciepłego z zimnym;) o śniadaniach bardzo chętnie poczytam.
OdpowiedzUsuń@Beauty in English, no właśnie, każda okazja do dawania i otrzymywania prezentów jest dobra :)
OdpowiedzUsuńKojarzę to miejsce, ale 20 zł za taki deserek...sporo ;)
OdpowiedzUsuńNie obchodzę imienin, nawet nie wiem kiedy je mam :P
@luthienn, ciekawe, co byś powiedziała o cenie dania głównego :)) Sporo, fakt, ale musiałam tego spróbować!
OdpowiedzUsuńTaką porcyjką narobiłabym sobie tylko ochoty na więcej ;)
OdpowiedzUsuńWygląda SMACZNIE ;)
OdpowiedzUsuńOczywiscie ze obchodze inieniny, kazda okazja do swietowania jest dobra:)
OdpowiedzUsuńPanna cotte uwielbiam ale wsyropem truskawkowym, pychota!
Ojej, jakie maleństwo ;)))) U mnie mieliby minusa za tak małą porcję :P Lubię czuć, że coś zjadłam ;)
OdpowiedzUsuńoch super zdjęcia :) deser wygląda pysznie
OdpowiedzUsuńEm, jak sprawuje się szczoteczka do twarzy z Shiseido? Zastanawiam się nad kupnem - tania szczoteczka z Rossmanna mnie zadowala, ale jednak jakość pozostawia wiele do życzenia i przy tak częstych jej zmianach w sumie finansowo wyszłoby tyle, ile jednorazowe kupno szczoteczki z Shiseido.
OdpowiedzUsuńAle - no właśnie, już wiem, ze włosie jest delikatne etc., ale jak z jakością, nie odkształca się po jakimś czasie użytkowania?
@Anonimowy, niestety będziesz musiała jeszcze poczekać trochę na moją opinię :( Użyłam szczoteczki kilka razy, a potem stan mojej cery znów się pogorszył i nie chciałam roznosić bakterii po całej twarzy. Wszystko zmierza jednak w dobrym kierunku, więc wkrótce - mam nadzieję - przetestuję ją porządnie. Przypomnij się proszę za jakiś czas, albo wyślij do mnie maila, żebym miała kontakt, to postaram się sama napisać :)
OdpowiedzUsuńdla mnie to również zdecydowanie jedna z najulubieńszych melodii ♥
OdpowiedzUsuń@caruza, jest przepiękna.
OdpowiedzUsuńW Moa jestem uzależniona od frytek, więc wierzę! :) Jakoś nie miałam okazji próbować tam burgerów, ale na pewno przetestuję! :) Czekam na więcej takich postów! :)
OdpowiedzUsuń@Agni, zaledwie tydzień temu byłam w Moa na frytkach! :)
OdpowiedzUsuńByłam tam na urodzinowej kolacji - i było genialnie! Sałata z pieczonymi figami i kozim serem do teraz śni mi się po nocach. Jako deser jadłam lawendowe creme brulee, zachwycające, świetny smak.
OdpowiedzUsuńA ogródek ich też bardzo lubię. Dowiedziałam się, że właścicielem restauracji jest architekt, dlatego wystrój całości robi takie wrażenie :-)
Śniadaniową mapę Krakowa już zaczęłam robić u siebie, ale ostatnio nie mam z kim chodzić na śniadania :-(
Aha, i nie obchodzę imienin, chociaż też są w lipcu. Pochodzę z regionu, gdzie obchodzi się tylko urodziny.
Jeszcze jeśli chodzi o rozmiary porcji, bo widzę, że tu wszyscy narzekają... Deser z definicji powinien być czymś niewielkim na koniec posiłku. Dania główne w tej restauracji mają standardowy rozmiar - tzn. ja się najadam, górnik pewnie chciałby więcej, ale to nie jest lokal dla górników ;-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, czytałam kiedyś arcyciekawy wywiad z jakimś zagranicznym szefem kuchni, który zaczął pracę w Polsce. Początkowo był oburzony, że Polacy przychodzą do restauracji się najeść, i to najlepiej tak, żeby trzeba było rozpiąć guzik ze spodni. Taka ciekawostka :-)
@Olga Cecylia, a Ty myślisz, że od kogo, jak nie od Ciebie pierwszy raz usłyszałam o tym miejscu? :) Muszę spróbować tego creme brulee, brzmi równie fantastycznie. Może wybiorę się tam w listopadzie na urodzinową kolację, bardzo chciałabym spróbować też jakiegoś dania głównego. Co do wielkości deseru to się z Tobą zgadzam, według mnie jest normalna - jak chcę się zapchać i zasłodzić to idę na babeczkę do Cupcake Corner :) Z Twojej śniadaniowej mapy sama korzystam, w niedzielę byłam właśnie na Konfederackiej 4.
OdpowiedzUsuń