piątek, 28 lutego 2014

Luty 2014 w zdjęciach

Cały czas uczę się pamiętać, żeby robić zdjęcia. Myślę, że za jakiś czas wejdzie mi to w nawyk, ale teraz opuszczam całe mnóstwo okazji do cyknięcia dobrej fotki. Potem przychodzi koniec miesiąca, przeglądam swój telefon i okazuje się, że prawie nie ma z czego wybierać. Obiecuję sobie, że w marcu będzie lepiej, ale czy mi się uda, zobaczymy :)

Luty był kolejnym udanym miesiącem tego roku, ale przede wszystkim był najspokojniejszym miesiącem od miesięcy (oklaski dla potrójnego powtórzenia w jednym zdaniu). Miałam możliwość trochę popracować w domu i początkowa radość z zaoszczędzenia dwóch godzin dziennie, przeznaczanych zwykle na dojazdy, szybko opadła. Praca w domu jest super, jeśli mamy silną wolę i jesteśmy świetnie zorganizowani, w innym wypadku zajmuje czas aż do późnej nocy. 
(1) Żeby umilić sobie domowe "biuro" kupiłam pierwszą w życiu własną myszkę (sic!). Czy ktoś może mi powiedzieć, czemu przez tyle lat się na to nie zdecydowałam?...
(2) Mogąc wreszcie dysponować dowolnie swoim dniem, w końcu znalazłam czas, żeby przewieźć do mieszkania swoją komodę (zdecydowanie się na ten krok zajęło mi 5 miesięcy...). Zmieściłam tam prawie wszystkie swoje ubrania i teraz leżą w idealnym porządku. Ciekawe jak długo. Jak widać regału na książki wciąż brak.
(3) Siedzenie cały dzień w piżamie podobno zmniejsza produktywność. Hm, może coś w tym jest... ale nie sprawdzałam, kocham moje piżamy :)
(4) Po ciężkim dniu siedzenia w domu trzeba się oczywiście zrelaksować.

Żeby nie zasiedzieć się na śmierć, starałam się wychodzić z domu przynajmniej co trzeci dzień. No dobra, żartuję, chodziłam przecież na zakupy. To znaczy jeździłam. Samochodem. A tak poważnie...
(1) Wciąż nie mija mi zapał do grania w piłkę nożną, więc co weekend sięgam po korki i biegnę na boisko (no dobra, jadę samochodem...). Niestety w tę niedzielę będę w Warszawie, więc moja drużyna będzie musiała poradzić sobie bez najlepszego zawodnika (ha-ha).
(2) Jak nie gram w piłkę, to idę na basen. Znaczy jadę samochodem. Mieszkam tak daleko od centrum, że najbliższy basen mam w Skawinie (dla niezorientowanych - Skawina to miasto pod Krakowem).
(3,4) A jak jest ładna pogoda, to jadę do lasu i szukam zwierząt. Las jest super, w tygodniu nie ma tam żywej duszy i nawet można się zgubić. Niestety zwierzęta też gdzieś się zgubiły, a już myślałam, że naprawdę zza drzewa wyskoczy niedźwiedź.

W wolnym czasie...
(1) Uczę się robić na drutach podczas prywatnych lekcji u mojej Babci :)
(2) Czytam. Tę cześć sagi Lackberg pochłonęłam w dwa dni. Polecam!
(3) Gram ze znajomymi w planszówki - w tym miesiącu królowała Kolejka.
(4) Uczę się wypiekać chleb. Żartuję, to jest gotowa bagietka z Lidla, którą wkłada się do piekarnika. Wrzuciłam tu, bo nie zmieściła się razem z resztą jedzenia.

Skoro o jedzeniu mowa, to oczywiście musiało się tu znaleźć, wiadomo. Podobno każdy prawdziwy bloger musi cykać takie fotki.
(1,2) Znalazłam w Warszawie fajne miejsce - Aroma Espresso Bar na Nowym Świecie. Jest pysznie, przytulnie i blisko uczelni. Tylko drogo.
(3,4) Wariacje obiadowe. Odkryciem tego miesiąca jest marchewka z groszkiem - nie jadłam jej całe wieki! I ten płaski makaron. Pycha.

I na koniec kilka zdjęć z kategorii "różne".
(1) Taką trawiastą wykładzinę znalazłam na szpitalnym korytarzu. Wygląda świetnie i gdybym kiedyś kupowała wykładzinę, to chcę właśnie taką.
(2) Róże!!! Były piękne :)
(3,4) Lakiery essie wciąż królują. Lilacism na pewno będzie stałym gościem na moich paznokciach przez całą wiosnę.

Podoba mi się wrzucanie takich migawek z minionego miesiąca. Jeszcze raz obiecuję sobie, że postaram się uwieczniać na zdjęciach więcej fajnych rzeczy. Powinno pójść łatwiej, bo marzec na pewno nie minie mi tak spokojnie jak luty. Pozdrawiam z Warszawy!

Em