Palety magnetyczne od jakiegoś czasu robią furorę. To świetny sposób na przechowywanie cieni w jednym miejscu, tak by nie bawić się w trzymanie ich w pojedynczych opakowaniach. Już jakiś czas temu bardzo spodobał mi się ten pomysł. Początkowo najłatwiej dostępne były palety bez przegródek z Inglota i to właśnie w nich trzymałam swoje kosmetyki. Do czasu, kiedy pojawiły się GlamBoxy.
Wymyśliła je i wprowadziła do sprzedaży Digital Girl, którą możecie znać z jej bloga lub kanału na youtube. Pierwsze partie palet rozchodziły się w mgnieniu oka, na szczęście udało mi się wtedy kupić jedną dla siebie.
Od tamtej pory trzymam w GlamBoxie większość moich pojedynczych cieni i jestem bardzo zadowolona z takiego rozwiązania. Paleta jest wykonana z metalu, dzięki czemu dobrze chroni przechowywane w niej produkty. Na zdjęciu możecie zauważyć lekkie wgniecenie po lewej stronie, będące efektem upadku z dużej wysokości i dodatkowo przygniecenia przez zegar, który spadł ze ściany. Cieniom zupełnie nic się nie stało, czym byłam naprawdę mile zaskoczona. Myślę, że plastikowa paleta Inglota mogłaby nie spisać się tak dobrze. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to trudności z otwieraniem - czasem trzeba się trochę namęczyć, nie wiem jednak czy to wada wszystkich czy tylko niektórych egzemplarzy.
Po sukcesie jaki odniosły GlamBoxy, Digital Girl wprowadziła do sprzedaży w swoim GlamShopie kolejne wzory i nowy, mniejszy rozmiar.
Mniejsza wersja palety jest trochę cieńsza i bardziej kompaktowa, jednak wciąż większa niż ta z Inglota.
Cienie Inglot i My Secret |
GlamBoxy kosztują odpowiednio 30 i 25 zł, a zakupić je możecie TU.
Em