Kilka dni temu pokazywałam wam na instagramie zdjęcie produktów do makijażu z nowej serii Dr Irena Eris PROVOKE. Kosmetyki te pojawiły się w niektórych Rossmannach kilka tygodni temu, więc zdążyłam już zobaczyć je na żywo. Po przyjrzeniu się testerom najbardziej spodobały mi się produkty do twarzy - róże, bronzery i rozświetlacze.
W ramach konkursu dla blogerek dostałam pięć produktów: modelator twarzy, dwójkę cieni, tusz do rzęs, kredkę do brwi i bazę pod cienie. Każdy kosmetyk zapakowany jest w osobny kartonik, opakowania również są bardzo eleganckie - tu nie mam się do czego przyczepić, naprawdę wygląda to nieźle.
Przez ostatnie dni wypróbowałam produkty na ile się dało i mam już wyrobione wstępne zdanie na ich temat.
Zacznijmy od tego, z czego początkowo ucieszyłam się najbardziej, czyli wielofunkcyjnego kosmetyku do modelowania twarzy, zawierającego róż, bronzer i rozświetlacz (69 zł). Dla mnie ten produkt ma tak naprawdę tylko dwie funkcje - różu i bronzera, ponieważ rozświetlacz jest tak wąski i zbity, że ciężko nabrać go na pędzel solo. Pozostałe części bardzo mi się spodobały - nie są mocno napigmentowane, więc nie można sobie nimi zrobić krzywdy, a dodatkowo mają dość bezpieczne, neutralne odcienie. Brzoskwiniowo-koralowy róż dobrze spisał się też w roli delikatnego cienia nałożonego na całą powiekę.
Wiecie, że jeśli chodzi o bazy pod cienie, mam dwóch bezkonkurencyjnych faworytów - Urban Decay i Too Faced. Powiem krótko: ta spod marki dr Irena Eris (45 zł) nie poradziła sobie tak dobrze, bo choć ładnie podbiła kolor cieni, to niestety pod koniec dnia były już one zrolowane w załamaniu powieki.
Jeśli już jesteśmy przy cieniach, to w moje ręce wpadła dwójka z letniej kolekcji w odcieniu caribbean sea spirit (55 zł). Całkiem ładne zestawienie dwóch przeciętnej jakości cieni z przeciętną pigmentacją. Nie jest to zły produkt, ale - jak już kilka razy wspominałam - droższym markom ciężko jest przebić się z cieniami, bo nasz Inglot jest w tym segmencie bezkonkurencyjny, również ze względu na cenę.
Po wodoodporny tusz do rzęs sięgam zaledwie kilka razy do roku. Po prostu nie znoszę go zmywać (choć dwufazowy płyn Lirene spisuje się całkiem nieźle). Maskara dr Irena Eris Amazing Lashes (69 zł) jest - znów - przeciętna, być może sprawdzi się lepiej, kiedy trochę przeschnie.
I na koniec zostawiłam sobie prawdziwą perełkę. Bardzo się cieszę, że mogłam przetestować ten zestaw kosmetyków choćby tylko po to, żeby znaleźć to cudo. Do tej pory kredki do brwi dla mnie nie istniały. Źle mi się z nimi pracowało, nigdy nie mogłam trafić w dobry odcień, wyglądały bardzo nienaturalnie. A tu taka niespodzianka! Kredka w wersji dla brunetek (39 zł) jest po prostu świetna - twarda (dla mnie to ogromny plus w tym przypadku), precyzyjna, o naturalnym, chłodno-szarawym odcieniu. Koniecznie wypróbujcie, jeśli do tej pory nie udało wam się znaleźć idealnego produktu do brwi.
A oto kilka zdjęć mojego letniego makijażu oka wykonanego za pomocą produktów dr Irena Eris PROVOKE.
Wciąż mam ochotę przetestować więcej produktów z tej serii - słyszałam dobre słowa o podkładach, bardzo podobają mi się też róże i pudry brązujące. A wy koniecznie musicie sprawdzić tą kredkę do brwi - mam nadzieję, że są do niej testery.
Zapraszam do śledzenia mnie w mediach społecznościowych: facebook | instagram | bloglovin
Przez ostatnie dni wypróbowałam produkty na ile się dało i mam już wyrobione wstępne zdanie na ich temat.
Zacznijmy od tego, z czego początkowo ucieszyłam się najbardziej, czyli wielofunkcyjnego kosmetyku do modelowania twarzy, zawierającego róż, bronzer i rozświetlacz (69 zł). Dla mnie ten produkt ma tak naprawdę tylko dwie funkcje - różu i bronzera, ponieważ rozświetlacz jest tak wąski i zbity, że ciężko nabrać go na pędzel solo. Pozostałe części bardzo mi się spodobały - nie są mocno napigmentowane, więc nie można sobie nimi zrobić krzywdy, a dodatkowo mają dość bezpieczne, neutralne odcienie. Brzoskwiniowo-koralowy róż dobrze spisał się też w roli delikatnego cienia nałożonego na całą powiekę.
Wiecie, że jeśli chodzi o bazy pod cienie, mam dwóch bezkonkurencyjnych faworytów - Urban Decay i Too Faced. Powiem krótko: ta spod marki dr Irena Eris (45 zł) nie poradziła sobie tak dobrze, bo choć ładnie podbiła kolor cieni, to niestety pod koniec dnia były już one zrolowane w załamaniu powieki.
Jeśli już jesteśmy przy cieniach, to w moje ręce wpadła dwójka z letniej kolekcji w odcieniu caribbean sea spirit (55 zł). Całkiem ładne zestawienie dwóch przeciętnej jakości cieni z przeciętną pigmentacją. Nie jest to zły produkt, ale - jak już kilka razy wspominałam - droższym markom ciężko jest przebić się z cieniami, bo nasz Inglot jest w tym segmencie bezkonkurencyjny, również ze względu na cenę.
Po wodoodporny tusz do rzęs sięgam zaledwie kilka razy do roku. Po prostu nie znoszę go zmywać (choć dwufazowy płyn Lirene spisuje się całkiem nieźle). Maskara dr Irena Eris Amazing Lashes (69 zł) jest - znów - przeciętna, być może sprawdzi się lepiej, kiedy trochę przeschnie.
I na koniec zostawiłam sobie prawdziwą perełkę. Bardzo się cieszę, że mogłam przetestować ten zestaw kosmetyków choćby tylko po to, żeby znaleźć to cudo. Do tej pory kredki do brwi dla mnie nie istniały. Źle mi się z nimi pracowało, nigdy nie mogłam trafić w dobry odcień, wyglądały bardzo nienaturalnie. A tu taka niespodzianka! Kredka w wersji dla brunetek (39 zł) jest po prostu świetna - twarda (dla mnie to ogromny plus w tym przypadku), precyzyjna, o naturalnym, chłodno-szarawym odcieniu. Koniecznie wypróbujcie, jeśli do tej pory nie udało wam się znaleźć idealnego produktu do brwi.
A oto kilka zdjęć mojego letniego makijażu oka wykonanego za pomocą produktów dr Irena Eris PROVOKE.
Wciąż mam ochotę przetestować więcej produktów z tej serii - słyszałam dobre słowa o podkładach, bardzo podobają mi się też róże i pudry brązujące. A wy koniecznie musicie sprawdzić tą kredkę do brwi - mam nadzieję, że są do niej testery.
Zapraszam do śledzenia mnie w mediach społecznościowych: facebook | instagram | bloglovin