Przeglądając dziś kartę pamięci w moim aparacie znalazłam serię zdjęć palety Too Faced. Nie mam pojęcia jak to się stało, że o nich zapomniałam i nigdy nie pojawiły się na blogu. Skoro jednak już się na nie natknęłam, postanowiłam z tego skorzystać. W końcu od kilku tygodni znów namiętnie używam palety Naked Eye, która - jak sama nazwa wskazuje - zawiera komplet neutralnych cieni idealnych na co dzień.
Paleta Too Faced była prezentem kupionym przeze mnie dla samej siebie podczas urodzinowej wizyty w Paryżu (wpis o tym, jak pojechać do tego miasta mając jedynie 500 zł znajdziecie TU). Jak wiadomo produkty tej marki nie są niestety dostępne w Polsce choć mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.
Cienie nie są bardzo mocno napigmentowane, ale nie o to tu chodzi. Dostajemy dziewięć neutralnych odcieni, które idealnie się ze sobą łączą. To taki efekt "no makeup", choć oczywiście cienie są widoczne, ale dają delikatny, naturalny efekt. Moje ulubione połączenie to Satin Sheets na całą powiekę, Lap Dance na zewnętrzny kącik, Birthday Suit na łuk brwiowy i Stiletto przy linii rzęs. Warty uwagi jest też Like A Virgin, który idealnie pasuje do brwi.
In The Buff | Pillow Talk | Like A Virgin |
Birthday Suit | Satin Sheets | Unmentionables |
Pink Cheeks | Lap Dance | Stiletto |
Różnica między tą paletą a Urban Decay Naked 2 jest oczywista. Ta druga daje zupełnie inny, o wiele bardziej wyrazisty efekt. Cienie są mocniejsze i zdecydowanie "widać" je na oku. Too Faced Naked Eye zapewnia za to subtelny, ale jednocześnie przepiękny efekt.
Nie żałuję, że mam obie palety i na pewno żadnej z nich bym się nie pozbyła. Mam również ochotę wypróbować więcej produktów Too Faced. Ktoś coś wie, czy Sephora planuje wprowadzić tę markę?
Trzymajcie się ciepło!
Em