czwartek, 16 stycznia 2014

Czasami żałuję, że nie mieszkam w Warszawie

Kocham Kraków. Tu się urodziłam i tu czuję się jak w domu. Poza krótką erasmusową przygodą, nigdy nie mieszkałam w innym mieście. W Krakowie wiem, gdzie pójść na spacer, na randkę, na piwo. Czuję się tu bezpiecznie i nie chciałabym stąd wyjeżdżać. Na pewno jeszcze nie teraz.

Do Warszawy nigdy mnie specjalnie nie ciągnęło. Przez pierwsze dwadzieścia lat życia byłam tam może raz i niewiele z tego pamiętam. Blogowanie uświadomiło mi jednak, że prawie wszystko dzieje się właśnie w stolicy i nie ma sensu z tym walczyć. Od 2011 roku pojawiam się w Warszawie dość często, mniej lub bardziej regularnie.

W Warszawie mieszka większość moich znajomych blogerów. Odbywa się najwięcej koncertów i innych wydarzeń. Są najlepsze możliwości pracy i rozwoju. Nie ma co ukrywać, ostatecznie sama wylądowałam tu na studiach podyplomowych. W Krakowie - typowym studenckim mieście - nawet nie było takiego kierunku.

W tym tygodniu cztery z siedmiu dni spędzę w Warszawie - na szczęście dobrze znoszę podróże tam i z powrotem i kiedy tylko się da, wolę wrócić do domu na noc. Do domu, czyli do Krakowa. Tu zawsze będzie moje miejsce :)

A co robię w tej Warszawie? We wtorek wzięłam udział w spotkaniu organizowanym przez markę Lirene. Możliwość zwiedzenia siedziby firmy, w tym laboratorium, była dla mnie niezwykłym wyróżnieniem. Ciekawie było zobaczyć, jak to wygląda od środka i jak długą drogę musi przebyć kosmetyk, zanim trafi na sklepowe półki.



Marka Lirene właśnie wprowadziła nową serię kremów przeciwzmarszczkowych dostosowanych do wieku (PROTECT 25+, 35+, 45+, 55+, 65+). Kremy różnią się nie tylko właściwościami, ale też konsystencją i zapachem. Naszym zadaniem było dopasowanie nieoznakowanych pojemników do danego przedziału wiekowego - świetna zabawa, no i poszło nam całkiem nieźle :)




Ze spotkania wyszłam ze świetnym samopoczuciem i pysznymi bezami, które na koniec same ozdabiałyśmy. Przydały się, bo mój pociąg oczywiście (znowu!) miał opóźnienie, a dzięki słodkościom nie umarłam z głodu, kiedy przez godzinę staliśmy w polu.

Jutro znów wsiadam w pociąg i wracam do stolicy, tym razem na trzy dni zajęć na studiach. 

W sobotę organizowane jest wspólne wyjście do kina, więc jeśli blogujecie i macie wolny wieczór, to wpadajcie: https://www.facebook.com/events/717883928230410/?fref=ts

Ciekawa jestem, czy tak jak ja jesteście przywiązani do "swojego miasta", czy raczej idziecie za możliwościami i samo miejsce nie jest dla was aż tak ważne. Ja na razie nie potrafiłabym opuścić Krakowa, ale kiedyś, kto wie...

Trzymajcie się ciepło!

Em