Prawdopodobnie nikt już nie pamięta o tym, że całkiem niedawno było Boże Narodzenie. Wiadomo, nowy rok, nowe postanowienia, nowe możliwości, 2012 już za nami i tak dalej. Wciąż cierpię jednak na brak czasu, a jaki wpis jest przyjemniejszy i szybszy do zrobienia, niż ten o prezentach? :) Będę się więc bezczelnie chwalić, a co!
![]() |
Przepraszam za słabej jakości zdjęcie z telefonu, ale sami rozumiecie, że w tak wzruszającej chwili nie zwracałam na to uwagi. |
Pewnie nie każdy z was wie, że moje prawdziwe imię i nazwisko to Ciasteczkowy Potwór. W związku z tym szlafrok (mięciutki i najcieplejszy na świecie) nie mógł mi zostać przekazany w sposób normalny, o nie! Został specjalnie tak ułożony, żebym po rozpakowaniu zobaczyła właśnie to :) Niestety charakteryzacja została wycięta z papieru, więc nie była zbyt trwała, a chętnie nosiłabym na sobie taki w pełni ciasteczkowy szlafrok!
Moja kolekcja Yankee Candle systematycznie się powiększa, tym razem do wesołej gromadki dołączyły dwa woski z zapachów miesiąca. Na razie wypróbowałam róże, które pachną fantastycznie! Nie mam pojęcia, czemu kiedyś nie lubiłam zapachu tych kwiatów. Jak widzicie, wszystkie woski (nawet te nierozpakowane) trzymam w woreczkach strunowych, żeby nie traciły swoich właściwości.
Co innego mogłam dostać, jak nie książki? Wiadomo, że to zawsze dobry prezent :) Do mojej biblioteczki dołączyła pięknie ilustrowana Królowa Śniegu, najnowsza powieść J.L. Wiśniewskiego, Paryż na widelcu (przy Merde! Rok w Paryżu ubawiłam się świetnie) i Dziennik Jerzego Pilcha.
Prawdopodobnie niedługo pojawi wpis o tym, jak nie zwariować w czasie sesji. Sama jestem dopiero w połowie, a jak wy dajecie sobie radę?
Em