poniedziałek, 8 września 2014

Efekty spontanicznej wizyty u fryzjera

Wstałam dziś rano, stanęłam przed lustrem w łazience i pomyślałam, że to jest ten dzień. Dzień, w którym mam już tak dość swoich włosów, że natychmiast dzwonię i umawiam się do fryzjera. No wreszcie - można by napisać. Zbierałam się do tego od miesięcy, bo nie przepadam za tymi wizytami, choć mam przecież swoją ulubioną fryzjerkę, która nigdy nie robi mi krzywdy. Ale po prostu nie lubię i już.




Od dawna zastanawiałam się, co właściwie zrobić z włosami. Przez jakieś dwa miesiące byłam nawet zdecydowana skrócić je o 30 cm, ale nie miałam odwagi. Potem zeszłam do 20 cm, ale wtedy spotkałam się z Anwen, która przekonała mnie, że nie warto pozbywać się ich aż tyle. Niestety jako totalna nie-włosomaniaczka nie mam kolekcji dobrych zdjęć samych włosów, ale coś tam wygrzebałam z instagrama. Po lewej są co prawda zakręcone, ale dobrze widać, jakie już były długie. Kiedyś przeczytałam, że włosy zaczesane do tyłu nie powinny sięgać niżej niż do łokci, a moje jakiś miesiąc czy dwa temu już tę długość przekroczyły. Na zdjęciu z prawej mam zrobionego bardzo wysokiego kucyka i widać, jak suche i zniszczone już były końcówki.


W końcu postanowiłam na początek pozbyć się 10-15 cm i tyle też ścięła mi moja fryzjerka (polecam ją wszystkim Krakowiankom!). Już zapomniałam, że mimo wszystko taka zmiana w wyglądzie bardzo poprawia humor :) Nie miałam światła i pomocnika do zrobienia zdjęć od tyłu, ale mam nadzieję, że na tych rozmazanych selfie coś jednak widać. Włosy podcięłam na prosto i delikatnie wycieniowałam z przodu.

Jeśli chodzi o pielęgnację, zostaję przy zestawie szampon-odżywka/maska-olej-spray do rozczesywania. W trzech ostatnich kategoriach raczej nie mam absolutnych ulubieńców, choć aktualnie używane produkty są bardzo fajne, za to całkiem niedawno pisałam o mojej ulubionej serii szamponów, z którymi nie mam zamiaru się rozstawać.

Dodatkowym plusem pozbycia się zbędnych centymetrów jest znacznie łatwiejsza stylizacja - w przygotowaniu mam dla was post o nowej lokówce i już przetestowałam, o ile łatwiej kręci się krótsze, gładkie włosy bez postrzępionych końców.

I przyznam, że mam ochotę ściąć więcej :) Ale jeśli częstotliwość moich wizyt u fryzjera się nie zmieni, to pewnie za rok znów wstanę rano, stanę przed lustrem i pomyślę, że to jest ten dzień... Resztę już znacie.

Zapraszam do śledzenia mnie w mediach społecznościowych: facebook | instagram | bloglovin