czwartek, 2 kwietnia 2015

Makijaż w odcieniach NUDE - dwie nowe serie essence do oczu i ust (swatche)

Przedwczoraj na blogu pojawiła się paletka cieni CATRICE Absolute Rose, która przykuła moja uwagę, kiedy tylko zobaczyłam nowości. Na nudziakowe serie essence rzuciłam się jednak zaraz potem, a jeden z produktów spodobał mi się tak bardzo, że z pewnością często będzie gościł w moim makijażu.

W nowej serii cieni I love nude znalazło się sześć pysznie nazwanych odcieni: 01 vanilla sugar, 02 cake pop, 03 creme brulee, 04 sweet like chocolate, 05 my favorite tauping i 06 coffee bean. Cienie mają po 1,8 g, zostały wyprodukowane we Włoszech, są ważne 18 miesięcy od otwarcia i kosztują 10,99 zł.


Odcienie, które posiadam to jaśniutki beż 01 vanilla sugar i brąz 06 cofee bean. Nie wiem, jak wypadłyby w porównaniu z pozostałymi, ale te dwa są według mnie skrajnie różne jakościowo. Kiedy pierwszy raz zabrałam się za robienie nimi makijażu i sięgnęłam po jasną wanilię, trochę się załamałam. Cień jest na powiece właściwie niewidoczny, nałożony kilkoma warstwami daje jedynie lekkie wyrównanie koloru skóry i matowy efekt. Być może niektórzy oczekują właśnie takiego efektu NUDE, ale dla mnie to jednak za mało. Zupełnie inaczej jest z pięknym kawowym brązem - wystarczy lekko przytknąć do niego pędzel, nałożyć produkt w zewnętrznym kąciku, rozetrzeć i już mamy piękny, lekko przydymiony makijaż. Pozostałe jasne odcienie ominę więc szerokim łukiem, ale te ciemniejsze (zwłaszcza 05 my favorite tauping) mogą być interesujące.


Seria NUDE rozszerzyła istniejącą już wcześniej serię długotrwałych szminek. Nowe odcienie to: 01 wearing only a smile, 02 porcelain doll, 03 come naturally, 04 it's nude time! i 05 cool nude. Pomadki mają 3,8 g, zostały wyprodukowane we Włoszech, są ważne 24 miesięcy od otwarcia i kosztują 9,99 zł.


Jak można było przewidzieć, całkowicie jasny odcień 01 wearing only a smile zupełnie nie sprawdził się na moich naturalnie ciemnych ustach, dając wyjątkowo sztuczny efekt korektora. Szminka jednak ładnie kryje, więc jeśli ktoś dobrze się czuje w takich kolorach, powinien być zadowolony. Zupełnie inaczej było z 03 come naturally. Sięgnęłam po nią trochę bez przekonania i od razu się zachwyciłam. Są takie odcienie, do których trzeba się przekonać; są też takie, w których od razu czujemy się wspaniale. Ta szminka to był strzał w dziesiątkę - daje przepiękny naturalny efekt, idealny na co dzień, kiedy nie chce mi się kombinować z żywszymi kolorami.

Wychodzi więc pół na pół - polubiłam jeden z dwóch cieni i jedną z dwóch szminek. Cieszę się jednak, że essence właśnie takie nowe serie wprowadziło do oferty, bo produktów do makijażu w neutralnych odcieniach nigdy za wiele w drogerii.


Zapraszam do śledzenia mnie w mediach społecznościowych: