Pojawienie się tego wpisu obiecywałam już w zeszłym roku, ale jakoś tak wyszło, że zanim zdążyłam go opublikować, skończył się sezon rowerowy, więc postanowiłam przenieść temat na kolejny rok. Teraz jest najlepszy moment, żeby do niego wrócić, bo wszystkie znaki na niebie wskazują, że od jutra na dobre zagości u nas wiosna. W zeszłym roku mój sezon jeżdżenia wszędzie na rowerze rozpoczął się 1 kwietnia - w dniu, w którym przestały obowiązywać mnie zniżki studenckie. Cena biletu normalnego w Krakowie (3,80 zł) sprawiła, że z chęcią zrezygnowałam z komunikacji miejskiej (prawie) na dobre. Do tramwaju czy autobusu wsiadam teraz sporadycznie - zwykle kiedy jest za zimno na rower, nie mam akurat dostępu do samochodu albo mam zamiar dużo czasu spędzić w strefie płatnego parkowania. Po roku od wyciągnięcia mojego starego roweru z piwnicy mogę powiedzieć, że zdecydowanie jest to najlepszy sposób poruszania się po mieście. Wszystko ma jednak swoje plusy i minusy (tych pierwszych jest na szczęście trochę więcej), które mam zamiar przedstawić w tym wpisie. Mam nadzieję, że choć kilka osób po przeczytaniu tego tekstu również wsiądzie na rower - teraz jest najlepszy czas, żeby zacząć!
Potrzebnych jest jeszcze kilka słów wstępu, żeby pokazać, jak się sprawy mają. Jeżdżę na starym rowerze górskim, który dostałam za zdanie egzaminu końcowego z francuskiego w którejś klasie gimnazjum (chyba najgorszy egzamin w moim życiu! matura to było nic przy tym stresie!). Trochę na nim jeździłam, ale nie codziennie - wtedy mieszkałam jeszcze w centrum miasta, więc często nie chciało mi się go nawet wyciągać z piwnicy. Ponieważ zupełnie nie znam się na rowerach, w zeszłym roku oddałam swój do kompletnego serwisu. Dużo było przy nim do zrobienia, bo ktoś z mojej rodziny chyba się na nim kiedyś przewrócił i jedno koło było do wymiany, a poza tym całą resztę trzeba było naoliwić i przeczyścić. Na wstępie zapłaciłam więc 200 zł. Potem za kolejne 100 zł dokupiłam zabezpieczenie (u-locka z Decathlonu) i to na szczęście był już koniec wydatków.
Jeśli chodzi o odległości, które pokonuję, to nie są one małe - a przynajmniej tak mi się na początku wydawało. Jeśli muszę dojechać do biura lub w ogóle do centrum, pokonuję 7-10 km w jedną stronę, więc spokojnie robi się z tego 15-20 km dziennie. Wiem, że dla niektórych takie odległości to pestka, ale ja bałam się, że lenistwo weźmie górę i częściej niż rzadziej będę wybierać samochód. Tak się jednak nie stało i od kwietnia do września twardo wsiadałam na rower, jeśli tylko pogoda była znośna.
PLUSY
+ OSZCZĘDNOŚĆ PIENIĘDZY
To oczywiste - jeżdżąc na rowerze oszczędzamy na biletach, benzynie i opłatach parkingowych.
+ OSZCZĘDNOŚĆ CZASU
To jest już bardziej względne, bo zależy od odległości i tego, czy nasza trasa jest często zakorkowana. W moim przypadku wygląda to tak, że jadąc rowerem jestem na miejscu 10-15 minut szybciej niż komunikacją miejską i 5-10 minut później niż samochodem (rzadko są korki).
+ PUNKTUALNOŚĆ
Jadąc gdzieś rowerem, mamy 99% szans, że dojedziemy do celu o planowanym czasie. Z samochodem czy komunikacją miejską nigdy nic nie wiadomo.
+ OD DRZWI DO DRZWI
Rowerem możemy dojechać prawie wszędzie i prawie wszędzie znajdzie się jakieś miejsce, żeby go przypiąć.
+ POPRAWA KONDYCJI
W moim przypadku była bardzo widoczna - wystarczyło porównać trudność, z jaką pokonywałam największe wzniesienie w kwietniu z tym, jak to wyglądało po kilku miesiącach.
+ SPADEK WAGI
Niestety nie mam w domu wagi, więc nie mam pojęcia, ile dokładnie, ale strzelam, że było to kilka kilogramów - widziałam po ubraniach. Niestety przez zimę wszystko zdążyło wrócić na swoje miejsce ;)
… BEZ ŻADNEGO WYSIŁKU
Mam ten problem, że lubię się ruszać, ale zwykle nie mogę się do tego zebrać, jeśli nie mam określonego celu i zostawiam sobie pełną dowolność, co i kiedy będę robić. Jeżdżenie na rowerze jest więc dla mnie genialnym rozwiązaniem - ruszam się, bo przecież muszę gdzieś dojechać, i sprawia mi to przyjemność. Nie muszę decydować, co, jak i kiedy - po prostu mam gdzieś być, więc wychodzę i jadę. Godzina ruchu dziennie zaliczona.
+ WOLNOŚĆ I RADOŚĆ
Kocham moje miasto. I mówię wam, nie ma nic lepszego niż poranna przejażdżka nad Wisłą lub przez jeszcze pusty krakowski Rynek. +100 do dobrego samopoczucia na cały dzień!
MINUSY
- POGODA
Wiem, że zapaleni rowerzyści jeżdżą w każdą pogodę - mnie do tego jeszcze daleko. Kiedy pada, bez wyrzutów sumienia wsiadam do samochodu, a kiedy robi się zimno, chowam rower do piwnicy na cały sezon.
- ODLEGŁOŚCI I UKSZTAŁTOWANIE TERENU
No dobra, ja mam do przejechania te 7-10 km, ale co by było, gdyby to było 15-20 km pod górę i w pracy nie miałabym możliwości doprowadzenia się do porządku? W upale taka odległość już nieźle potrafi odbić się na wyglądzie. Ja mam tę świetną sytuację, że do miasta jadę w dół, a do domu pod górę - i w lecie jestem naprawdę nieźle zmachana, od razu wskakuję wtedy pod prysznic.
- UBIÓR
Z problemem jeżdżenia na rowerze w krótkich sukienkach już sobie poradziłam, jednak nie da się ukryć, że przy większych odległościach nie każdy ubiór się sprawdzi. Jeśli mam wyglądać elegancko i nienagannie (na szczęście rzadko zdarzają mi się takie straszne sytuacje), nie wsiądę w takim stroju na rower, bo znając moje szczęście, szybko musiałabym wrócić się przebrać.
- KRADZIEŻE
W Krakowie to niestety plaga i myślę, że podobnie jest w innych większych miastach. Tylko w moim otoczeniu kilka osób straciło swoje rowery i niestety nawet z najlepszym zapięciem nigdy nie mamy pewności, że nas to ominie. Dlatego ja wyznaję zasadę "najtańszy rower najlepszym rowerem" - tak dla spokoju ducha. Nie ukrywam, że chętnie zmieniłabym mojego górala na jakiegoś mieszczucha, ale wiem też, że wtedy bałabym się zostawiać na ulicy moje nowe cudo. Wolę więc żyć w przekonaniu "aa, jak mi ukradną, to w końcu kupię sobie nowy" :)
- INFRASTRUKTURA
Jest coraz lepiej, ale wciąż każdy rowerzysta musi pokonywać odcinki nieprzystosowane do takiej jazdy. Najbardziej nie lubię jeździć tam, gdzie nie ma ścieżki, a samochody nie bardzo mają jak mnie wyprzedzić, kiedy jadę drogą. Po pierwsze źle się czuję, spowalniając ruch, a po drugie kierowcy często decydują się na wykonanie niebezpiecznych manewrów.
Jak widzicie, rower jako środek lokomocji to naprawdę fajna sprawa. Nie zawsze jest to najlepszy wybór, ale w cieplejszych miesiącach - najczęściej. Ja sezon rozpoczynam na dobre już jutro, więc spodziewajcie się wielu rowerowych zdjęć na moim instagramie.
Jeśli macie dla mnie jakieś rady dotyczące jeżdżenia rowerem po mieście, również chętnie o nich poczytam!
Do minusów można zaliczyć przepocone ubranie, zwłaszcza latem. I jak tu siedzieć cały dzień w pracy?
OdpowiedzUsuńNa szczęście coraz więcej firm robi specjalne szatnie dla rowerzystów, gdzie można się przebrać i wziąć prysznic :)
UsuńRaz - pot wysiłkowy nie śmierdzi tak jak ten stresowy. Dwa - można kupić wilgotne chusteczki i się nimi wytrzeć. Trzy - można wziąć ubranie na zmianę, a jeździć w ciuchach funkcyjnych, które szybko schną.
UsuńJeździłam do pracy rowerem przez 3 sezony i nawet w największe upały nie pociłam się tak, żeby śmierdzieć :-)
A ja zaczęłam chodzić pieszo do pracy od 28 stycznia :) W ciągu dnia pokonuję ok. 10 km (~7 km trasa, ~3 km 'bieganie' w budynku) :P (wg aplikacji na telefonie i map)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, bo ja nie lubię chodzić i już wolę pokonać pięć razy dłuższą trasę rowerem :)
UsuńDla mnie infrastruktura to największy problem. W Krakowie jest słabo... Boje się jeździć między samochodami i chociaż lubię rower to jeżdżę głównie w weekendy. Jadąc do pracy musiałabym większość trasy jechać ruchliwymi ulicami.
OdpowiedzUsuńJa na szczęście mam na trasie długą ścieżkę rowerową.
UsuńGdynia pod tym względem jest w miarę okey. Sporo ścieżek, regularnie odnawiane, dużo inwestują w parkingi rowerowe itp. Jak najbardziej na +. Minusem jest to, że do domu mam sporo pod górę i najczęściej podjeżdżam ten najgorszy odcinek autobusem (bilet miesięczny i tak mam, a rower jeździ za darmo). ;)
OdpowiedzUsuńJa też mam kawałek pod górę, ale na szczęście już blisko domu, więc akurat żeby się zmęczyć i poczuć wysiłek fizyczny, a potem wskoczyć pod prysznic :)
UsuńNika, ja też jestem z Gdyni, ale niestety nie wyobrażam sobie jeżdżenia wszędzie rowerem, mało gdzie jest miejsce by bezpiecznie taki rower zostawić, nawet wchodząc na chwilę do sklepu. Do mnie do domu też sporo pod górę więc wniąskuję, że mieszkasz gdzieś na karwinach, fikakowie lub dąbrowie i tutaj faktycznie ścieżki są dobre. Ale już dojechać na obłuże rowerem to koszmar....
UsuńJa rower tylko dla przyjemności :p
OdpowiedzUsuńDo pracy mam 5 minut (może z kilometr), do szkoły 40km więc tylko a zakupy zawsze robimy duże, więc... znów samochód, bo rower by się załamał :D
Za to planuję 3 razy w tygodniu biegać (później 4razy) i do tego 2-3 razy w tygodniu rower :)
U mnie też zakupy = samochód, w życiu bym tego nie dowiozła na moim rowerze. Na szczęście wystarczy taki wypad raz w tygodniu.
UsuńBardzo fajny post :) Jak najbardziej polecam rower (patrz - mój avatar ;) )! Mój narzeczony jeździ do pracy nawet w śniegu, ale ma raptem 5km. U mnie to jednak od kwietnia do października może czasem listopada jak nie ma śniegu.
OdpowiedzUsuńRowerek zawsze jest mile widziany. Sama od kilku lat do pracy jeżdżę rowerkiem (nawet podczas opadów śniegu ^^) a teraz zaczynam zabawę na wyższym poziomie przez faceta- rowerowego maniaka. Nawet nie sądziłam że jazda na rowerze może przynieść tyle frajdy i adrenaliny. Dodatkowo nie spodziewałam się że zmiana roweru na lepszy może tyle zmienić :)
OdpowiedzUsuńu mnie sezon rowerowy już otwarty:) !
OdpowiedzUsuńdwa lata temu kupiłam typowo miejski rower. Na początku trochę się stresowałam że, mi go ukradną. Na szczęście u nas w mieście nie zdarza się to często:)
początkowo byłam bardzo przeciwna, ale jak tylko wsiadłam pierwszy raz (po długiej przerwie) na rower i zobaczyłam ile czasu dzięki niemu oszczędzam to bez żalu zamieniłam wszystkie inne środki transportu właśnie na rower :) w tamtym roku sezon również rozpoczęłam z początkiem kwietnia i jeździłam prawie do listopada :)
OdpowiedzUsuńnajgorzej jest wtedy gdy pogoda nie pozwala na rower i trzeba wsiąść do autobusu, bo wtedy najbardziej można odczuć brak tych wszystkich plusów ;)
100% prawdy, teraz już nie znoszę jeździć komunikacją miejską.
Usuńkiedy mieszkałam jeszcze w mniejszej miejscowości, codziennie jeździłam na rowerze: do szkoły, do rodziny albo- ot tak, po prostu. rower musiał być: każdego dnia, bez wyjątku.
OdpowiedzUsuńdzisiaj studiuję, mieszkam w większym mieście i...boję się wsiąść na rower- nie wiem dlaczego, ale mam jakiś lęk przed jazdą w ruchu drogowym (żeby dojechać na uczelnię niemały kawałek drogi musiałabym przejechać w ruchu ulicznym, bo nie ma tutaj ścieżek). i jakoś tak mi...smutno z tego powodu. mam nadzieję, że w tym roku się przełamię!
Rozumiem Twój strach, kierowcy bywają naprawdę nieuważni. Ja na szczęście mam po drodze długi kawałek ścieżki rowerowej, ale część muszę pokonać razem z samochodami i najbardziej nie lubię właśnie tego odcinka.
UsuńCieszę się, że mnie rozumiesz. Większość osób, kiedy przyznaję się do obaw, dziwi się, że się boję, bo mam przecież prawo jazdy.
UsuńAle czy to coś zmienia? To, że sama jestem kierowcą i wyprzedzam rowerzystów szerokim łukiem nie oznacza, że ktoś inny we mnie nie wjedzie, kiedy sama będę na rowerze.
Usuńja bym z chęcią dojeżdżała do pracy, ale musiałabym chyba wyjeżdżać o 6 rano, bo mam 40 km do pracy ;) ale za to jaką figurę bym miała po miesiącu, ho ho :D
OdpowiedzUsuń80 km dziennie mogłoby nieźle wyrzeźbić sylwetkę :D
UsuńMój mąż dojeżdża do pracy rowerem, zaczął w połowie zeszłego miesiąca (marzec), kiedy skończył mu się bilet autobusowy :) Ja dojeżdżałam niestety autobusem, bo nie mam się gdzie przebrać w pracy...
OdpowiedzUsuńJa gdzie tylko mogę jeżdżę rowerem. Rzadko kiedy jest dzień w którym poruszam się pieszo. Na dłuższe trasy zakładam kask. Mało kto o tym pamięta lub nie lubi (ja nienawidzę, ale narzeczony mnie zmusza dla bezpieczeństwa) a warto.
OdpowiedzUsuńJa często jak wsiadam na rower to łapię gumę, więc z tą punktualnością, to nie do końca tak jest:)
OdpowiedzUsuńNigdy mi się to nie zdarzyło :)
UsuńKiedyś (kilka lat temu) każdą trasę pokonywałam rowerem, nie miałam samochodu więc nie miałam wyjścia a i czerpałam z tego niesamowitą przyjemność. A dziś mam samochód, daleko wszędzie, brak kompana wycieczek - czyli kilka dobrych argumentów żeby usprawiedliwić swoje lenistwo... Trochę mnie zmotywowałaś :)
OdpowiedzUsuńojej naprawdę podziwiam jazdę rowerem po Krakowie : ) Jak tam mieszkałam też myślałam o tym środku lokomocji, ale zawsze mnie przerażała infrastruktura (a właściwie jej minimalna ilość) rowerowa. Teraz kiedy mieszkam w innym mieście właściwie cały czas jeżdżę rowerem : ) Ścieżki są właściwie przy każdej ulicy, sporo jest też specjalnych miejsc do zapięcia rowerów. A i odległości są takie akurat na rower. Fajnie, że teraz coraz częściej przy okazji jakiś remontów pojawiają się ścieżki rowerowe, bo sama po sobie widzę, że to jedna z większych przeszkód żeby się przesiąść z 4 na 2 koła.
OdpowiedzUsuńA i do plusów dodałabym jeszcze ochronę środowiska. To niby nic takiego, ale takie nawet małe gesty dają efekty gdy je zsumować.
Mojego zwyklaka raczej nikt by nie ukradł. Chociaż mnie też marzy się jakiś miejski piękniś - ale wtedy strach go gdziekolwiek zostawić, niestety.
OdpowiedzUsuńDawno nie pokonywałam takich dystansów. Rower już na mnie czeka, ale czasu brak - bo albo w domu z dzieckiem, albo z dzieckiem na spacerze. A potem wieczór późny i już się nie chce. Może jednak w przyszłym tygodniu się przełamię - parę spraw na mieście do załatwienia, a ja zgadzam się z Tobą, że nie ma lepszego środka transportu niż rower.
Mojej przyjaciółce ukradli stary, rozklekotany rower z komunii, więc nigdy nic nie wiadomo ;)
UsuńKiedyś naprawdę lubiłam jeździć na rowerze, ale teraz jednak trochę się boję - raz pękła mi opona, kilka razy złapałam gumę :/ A jeśli to zdarzyłoby się kilkanaście kilometrów od domu, to nie wyobrażam sobie, że miałabym wracać pieszo :)
OdpowiedzUsuńMnie się to nigdy nie zdarzyło, ale z tego co wiem, dość łatwo jest to naprawić szybko za pomocą łatek :)
UsuńDo minusów - z punktu widzenia pieszego - trzeba doliczyć "niedzielnych" lub po prostu tępych rowerzystów. Mam wrażenie, że od kiedy nastała moda na rowery, coraz więcej durnych bab (o dziwo, naprawdę rzadziej widzę w tej roli facetów) na swoich hipsterskich rowerkach, obwieszonych wstążeczkami i koszyczkami z ziołami pcha się na tych rowerach tam, gdzie kodeks wyraźnie im zabrania! Wiem, że Twoje czytelniczki zaraz mnie zjedzą, ale na Boga, dlaczego, do cholery ja, prowadząc wózek z dzieckiem po chodniku mającym niespełna metr szerokości (specjalnie zmierzyłam!) muszę ustępować miejsca babsku na takim fircykowatym rowerku, kiedy obok jest szeroka, jednokierunkowa ulica z ograniczeniem do 30km/h...? Fajnie, że promowany jest zdrowy tryb życia, sama uwielbiam wsiąść na siodełko i pojechać na ryneczek po świeże warzywa czy do przyjaciółki, ale dziewczyny, zanim zaczniecie aktywnie uczestniczyć w ruchu drogowym, czytajcie przepisy! Czytajcie, czytajcie i rozumcie je! Nie jesteście na drogach same i nie lekceważcie pieszych. I pamiętajcie, rowerem po chodniku jeździć nie wolno (artykuł 26 Prawa o Ruchu Drogowym). Są od tego drobne wyjątki, mianowicie:
OdpowiedzUsuńjeśli jedzie z dzieckiem do lat dziesięciu lub
podczas brzydkiej pogody, kiedy odczuwacie zagrożenie ze strony kierujących pojazdami mechanicznymi (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła) LUB
są spełnione JEDNOCZEŚNIE trzy warunki:
chodnik ma CO NAJMNIEJ dwa metry szerokości,
ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością PONAD 50 km/h (w terenie zabudowanym),
brakuje oddzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla nich przeznaczonego.
Dobrze byłoby, gdybyś i te, droga M., tematy poruszyła, pisząc o rowerzystach. Ja naprawdę nie czepiam się dziewczyn, które jeżdżą poprawnie. Ale wkurzają mnie te damulki które myślą, że na siodełku wolno im wszystko - szczególnie naruszać przepisy dotyczące także komfortu innych ludzi.
Przepraszam, że z Anonimowego, ale nie mam bloga.
Karolina
Żeby było sprawiedliwie dodajmy, że "durne baby" trafiają się również wśród pieszych. Nie potrafię zliczyć ile razy jeżdżąc na rowerze omijałam spacerujące po ścieszce rowerowej paniusie z wózkami lub pieskami mimo, że chodnik jest obok ścieżki, więc może z przepisami powinni zapoznać się wszyscy...
UsuńRównież nie mam bloga
Kasia
Zgadzam się, że fajnie by było, gdyby wszyscy znali przepisy. Z tym jest niestety kiepsko we wszystkich grupach: rowerzystów, pieszych i kierowców. Karolina, jeśli ktoś wymusza na Tobie pierwszeństwo tam, gdzie go nie ma, powiedz mu o tym. Możesz trafić na kogoś, kto Cię zjedzie, ale jest duża szansa, że ta osoba Ci podziękuje, bo po prostu nie wiedziała o tym, że nie może jechać chodnikiem. Ja staram się delikatnie edukować pieszych chodzących po ścieżkach rowerowych, może kiedyś zobaczę efekty :)
UsuńNiebawem i ja przesiądę się na rower;) Most, przez który jeżdżę do pracy, ma zostać zamknięty na dłuższy czas ze względu na jego stan, ale w zamian mają stworzyć tymczasową przeprawę dla rowerzystów i pieszych.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś (ach te słodkie czasy liceum ;) jeździłam wszędzie rowerem. Niestety jak poszłam na studia, to dojazd ponad 50 km rowerem odpadał :) ale teraz już po studiach i w nowej pracy też nie mam zbyt wiele czasu żeby jeździć. A pracuję też ponad 50 km od domu. Dlatego staram się nadrabiać to na weekendach. Wtedy śmigam po okolicy ze znajomymi.
OdpowiedzUsuń