poniedziałek, 12 stycznia 2015

14 najlepszych kosmetyków 2014 roku

Jak na początek nowego roku przystało, blogi zalała fala różnego rodzaju podsumowań. Osobiście nie mam nic przeciwko temu - lubię czytać takie teksty, również te bardziej osobiste. Sama z chęcią przedstawię wam kosmetyki, które w ubiegłym roku wygrały wszystko i były nieodłącznym elementem mojej kosmetyczki. Na prywatne podsumowania się jednak nie zanosi. Nie ukrywam, że 2014, a zwłaszcza jego druga połowa, to był dla mnie bardzo ciężki czas i po prostu do niektórych momentów nie chcę wracać. Uważni obserwatorzy mojego bloga pewnie zauważyli, że fotograficzne podsumowania kolejnych miesięcy urwały się we wrześniu, a powodem tego było właśnie to, że z jednej strony nie chciałam wyciągać prywatnych spraw na wierzch, a z drugiej nie potrafiłabym podsumować miesiąca w samych szczęśliwych chwilach utrwalonych na instagramie, bez poczucia, że wygląda to bardzo nieprawdziwie. Jedno jest pewne - 2014 nauczył mnie więcej niż inne lata i tego nikt mi nie odbierze. I choć złe wydarzenia w moim życiu w ogromnej większości były losowe, czyli po prostu nie miałam na nie żadnego wpływu, zrobię, co będę mogła, żeby 2015 był rokiem dobrych chwil i doceniania każdego szczęśliwego momentu. Kiedyś już chyba wspominałam - tak, wiem, to głupie - że w moim życiu nieparzyste lata są lepsze. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale większość złych rzeczy działa się właśnie w parzystych latach, czyli 2014, 2012, 2010, 2008 itd., i na odwrót - najlepsze rzeczy spotykały mnie w tych pozostałych, zaczynając oczywiście od cudownego 1989, czyli roku moich narodzin, przez 2011, w którym założyłam tego bloga :) Dobra, rozgadałam się, a przecież głównym tematem tego wpisu miały być kosmetyki. Zobaczcie więc, które produkty sprawdziły się u mnie najlepiej i do których będę jeszcze wielokrotnie wracać.

To było chyba największe makijażowe odkrycie ubiegłego roku, które całkowicie zmieniło moje podejście do podkładów. Lirene Glam&Matt zbiera skrajne opinie i widząc, jak wiele osób darzy go szczerą niechęcią, aż czasem waham się przed polecaniem go na prawo i lewo. Prawda jest jednak taka, że to zdecydowanie najlepszy podkład, na jaki do tej pory trafiłam. Na mojej suchej skórze sprawdza się idealnie - nie podkreśla suchych skórek, nie wysusza, wygląda dość naturalnie, ale też nieźle kryje. Minus za nie do końca trafione odcienie - najjaśniejszy jednak trochę za bardzo wpada w róż, więc obecnie stosuję numer 02, który muszę znacznie rozbielać innym produktem.

Nie byłam przekonana do zakupu tej palety, ale w końcu postanowiłam zaryzykować i zdecydowanie nie żałuję. Neutralne, chłodne odcienie z różowymi tonami są po prostu dla mnie idealne. Mam również Naked dwójkę i choć również bardzo ją lubię, to ta jednak bije na głowę wszystkie inne moje palety cieni. Kocham <3

Całkiem przypadkowe odkrycie, ale za to jakie! Długo myślałam, że kredki do brwi w ogóle nie są dla mnie i pewnie sama nigdy nawet nie zwróciłabym uwagi na ten produkt. Okazało się jednak, że niczym innym nie potrafię tak precyzyjnie i jednocześnie naturalnie podkreślić swoich brwi.

Żel do brwi to jeden z tych produktów, których używam codziennie. Pozwala w sekundę ujarzmić włoski, utrwalić je i nadać im trochę ciemniejszy kolor. Wcześniej dużo narzekałam na nieszczelne opakowanie, ale na szczęście producent już zmienił szczoteczkę na o wiele mniejszą, dzięki czemu nic się nie wylewa przy zakręcaniu. Prawdziwa perełka za mniej niż 10 zł. Kilknij, żeby przeczytać osobny wpis na temat produktu i zobaczyć swatche.

Trzy ulubione tusze do rzęs? Essence, essence i... essence. To właściwie kategoria jednej marki. Lubię Multi Action i I love extreme, a w tym roku odkryłam Lash Princess. Ten tusz zapewnia mi mocne pogrubienie i podkreślenie rzęs, tak jak lubię. Niestety dość szybko wysycha i wtedy zaczyna się kruszyć, ale - ponownie - przy takiej cenie można mu to wybaczyć.

Zielony kolor na moich rzęsach królował przez całe lato. Nie sądziłam, że ten efekt aż tak mi się spodoba, ale był tak pozytywny, że nie mogłam mu się oprzeć. Myślę, że w następne wakacje wypróbuję jakiś inny odcień (może fiolet?). Kliknij, żeby przeczytać osobny wpis na temat produktu i zobaczyć swatche.

Kiedy - przygotowując się do tego wpisu - otworzyłam szufladkę z produktami do ust, mój wzrok od razu skierował się na ten błyszczyk. Gdyby nie to, że jestem na zakupowym odwyku, z pewnością dokupiłabym jeszcze kilka innych odcieni. Nieskromnie powiem, że ten produkt wygląda na moich ustach pięknie, a jego jedyną wadą jest to, że kolor odbija się na wszystkim (i wszystkich). Kliknij, żeby przeczytać osobny wpis na temat produktu i zobaczyć swatche.

Nie skłamię, jeśli napiszę, że przez większą część roku na moich paznokciach królowały lakiery essie. Po inne marki sięgałam sporadycznie. Kiedyś nie mieściło mi się w głowie, żeby wydać 20 czy 30 zł na zwykły lakier, ale szybko zmieniłam zdanie, kiedy kupiłam pierwszego esiaka.

O właściwościach tego żelu nie będę się rozpisywać, bo mogłabym wszystko zawrzeć w słowach "żel jak żel". Ale ten zapach! TEN ZAPACH!!! Jeden z najpiękniejszych, z jakimi kiedykolwiek spotkałam się w kosmetykach. Na pewno będę do niego wracać.

To moje najnowsze odkrycie z końcówki ubiegłego roku. Kiedy skończył się mój poprzedni antyperspirant i nie miałam pomysłu na nowy, ten wpadł mi w oko na stoisku Ziai. Zdania na temat dezodorantów bez soli glinu są podzielone. Jedni piszą, że zdrowe, drudzy, że może i zdrowe, ale w ogóle nie działają. Albo jestem jakimś wyjątkiem, albo Ziaja naprawdę spisała się na medal, bo w moim przypadku ten produkt spisuje się lepiej niż typowe Rexony czy inne Nivee, a do tego kosztuje jakieś śmieszne pieniądze, ma estetyczne opakowanie i jest bezzapachowy. Same plusy!

Gdyby nie to, że w zeszłym roku przez pewien czas toczyłam walkę z zajadami, które nie chciały zniknąć z moich ust, balsam Tisane pewnie nie pojawiłby się w ulubieńcach. Na co dzień zdecydowanie wolę inne produkty (choćby moje ukochane masełka Nivea), ale to właśnie Tisane było jedyną rzeczą dającą ulgę przy ekstremalnie suchych i popękanych wargach. Taki pewniak do zadań specjalnych. Przeczytaj: Jak pozbyć się zajadów.

Co roku szukam na zimę bogatego, odżywczego kremu, który uratuje moją skórę przed zimnem i mrozem, i ten jest naprawdę świetny! Mimo gęstej konsystencji szybko się wchłania, aplikacja jest bezproblemowa, tubka wygodna, a przede wszystkim cera wyraźnie ukojona.

Nie będę ściemniać, że używam filtra każdego dnia (choć oczywiście byłoby dobrze), ale staram się robić to jak najczęściej, zwłaszcza kiedy spędzam na zewnątrz dużo czasu. Filtry Ziaja to moi starzy ulubieńcy, bez których nie wyobrażam sobie nie tylko wakacyjnego wyjazdu, ale też pielęgnacji skóry w ogóle. Kliknij, żeby przeczytać osobny wpis na temat produktu i zobaczyć swatche.

Na koniec produkt, który wielokrotnie uratował mi tyłek, kiedy nagle okazywało się, że muszę gdzieś wyjść, a nie mam już czasu na umycie włosów. Wcześniej próbowałam zastępować suchy szampon pudrem dla niemowlaków, ale efekt był taki sobie. Batiste staje na wysokości zadania - na razie używam wersji Original, a Fresh jeszcze czeka w kolejce.

Wybór tylko 14 najlepszych produktów to nie była łatwa sprawa. Ulubieńcy, których wam pokazałam, to takie pewniaki, po które sięgam zwłaszcza wtedy, kiedy nie mam czasu na kombinowanie z makijażem czy pielęgnacją. Każdy z nich mogę wam szczerze polecić!

Jak co roku z chęcią poznam waszych ulubieńców - jaki był ten JEDEN NAJLEPSZY produkt waszego 2014?

Jeśli jakimś cudem przegapiliście RANKING NAJPOPULARNIEJSZYCH BLOGÓW KOSMETYCZNYCH, który opublikowałam w zeszłym tygodniu, koniecznie do niego zajrzyjcie.

Zapraszam do śledzenia mnie w mediach społecznościowych:
facebook | instagram | bloglovin

P.S. Produkty Lirene, Dr Irena Eris, Pharmaceris, essence i LPM dostałam do wypróbowania. Decyzja o ich pojawieniu się na blogu należała do mnie.