Jednym z plusów prowadzenia bloga jest to, że czasem dostaję do przetestowania nowości i dzięki temu mogę wam powiedzieć, że dany produkt jest niewarty zakupu, nie wyrzucając przy tym pieniędzy w błoto. I chronić was przed tym samym :)
Pierwszą serią produktów, którą chciałabym wam odradzić, są cienie 3d, które weszły do sprzedaży wiosną 2013. Dostałam wtedy wersję fioletową, o której początkowo wypowiadałam się umiarkowanie pozytywnie zaznaczając jednak, że cienie nie są warte swojej ceny. Rok później do kolekcji dołączył kolejny zestaw, tym razem w odcieniach brzoskwini i brązu. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tragiczny produkt, którego nie da się używać i trzeba od razu wyrzucić go do kosza. Cienie są średnio napigmentowane, ciemniejsze odcienie są dodatkowo grubo zmielone i trochę się osypują, ale mimo wszystko da się nimi uzyskać na oku ładny efekt. Gdybym nie miała w swojej kolekcji dziesiątek innych cieni, pewnie nawet bym po nie sięgała, ale tak to leżą w kącie i się kurzą. Uważam, że za 11,99 zł można kupić lepszy produkt, dlatego nie polecam tej serii.
Od jakiegoś czasu uwielbiam cienie w kremie i używam ich w makijażu prawie codziennie. Moje ulubione to właśnie te essence, ale niestety z niedostępnych już edycji limitowanych. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam, że podobna seria zostanie wprowadzona do stałej oferty. Niestety szybko okazało się, że cienie są z zupełnie innej bajki niż moi ulubieńcy. Produkty z serii eye sorbet mają słabą pigmentację i zostawiają na powiece jedynie lekką poświatę koloru z drobinkami. Myślę, że w takim wypadku do tych 11,99 zł lepiej dołożyć drugie tyle i zdecydować się na przykład na bardzo chwalone cienie Maybelline Color Tatoo.
Ostatnim produktem jest kredka do oczu I love smokey, która początkowo mi się spodobała - jest dość miękka, łatwo się rozprowadza i zostawia na skórze ładną, czarną kreskę. Niestety przy pierwszej probie roztarcia okazało się, że kredka bardzo szybko znika. Mam wrażenie, że w ogóle nie zastyga na powiece, przez co robi się po prostu szara, wyblakła. Zamiast wydawać 8,99 zł na ten produkt, lepiej przyjrzeć się dwóm innym (świetnym!) seriom kredek essence - jumbo STAYS no matter what i wysuwanym long lasting.
Wciąż uważam, że warto śledzić asortyment essence i wypróbowywać ich bestsellery, więc absolutnie nie chcę was do tego zrazić. Po prostu czytajcie blogi i starajcie się omijać buble!
Em
Szkoda wielka, że takie niewypały z nich! Każdy z pokazanych kosmetyków był na mojej liście:/ A co do kredki czarnej - próbowałaś jej używać jako bazy pod cienie? Może dała by radę nałożona grubo i roztarta tylko po obwodzie? Hmmm...
OdpowiedzUsuń@patrycja sprada, nie używałam jej w ten sposób, może by się sprawdziła - mam jednak inne ciemne grube kredki i cienie w kremie, które stosują jako bazę pod mocniejsze makijaże, dlatego ta leży taka zapomniana.
OdpowiedzUsuńMyślałam o tych cieniach w kremie, ale chyba sobie teraz daruję.
OdpowiedzUsuń@BlogBy Izis, nie warto, lepiej przyjrzeć się tym Maybelline :)
OdpowiedzUsuńJa na szczęście 'wyrosłam' z kosmetyków Essence. Kiedyś kusił mnie praktycznie każdy ich produkt i kupowałam je w ciemno. Dzisiaj jedynie po przeszukiwaniach w internecie decyduję się na zakup :)
OdpowiedzUsuń@Aparatka, zdrowe podejście :) Ja już bardzo rzadko decyduję się na zakup kosmetyku bez wcześniejszego przeszukania internetu, dzięki czemu oszczędzam sobie wielu rozczarowań.
OdpowiedzUsuńJa bardzo rzadko sięgam po Essence, ale dobrze wiedzieć czego unikać :)
OdpowiedzUsuńRównież staram się już nie kupować kolorówki bez sprawdzenia opinii na internecie:) Dobrze że piszesz o bublach, oszczędzi to rozczarowań wielu z nas :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że post związany z essence. Brakowało mi tego :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię Essence, - i głównie z Twojego bloga dowiaduję się o wszelkich nowościach itp :) mam też jeden bubel w kolekcji, który wg mnie nie nadaje się do niczego. Również w najbliższym czasie planuje taki post :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że żadnego z tych kosmetyków nie kupiłam :)
OdpowiedzUsuńMiałam jeden cień w kremie z limitki Circus Circus i spisywał się rewelacyjnie ;)
OdpowiedzUsuń@Patluk, wiem wiem, to już nie to, co na początku bloga, ale też nie da się ukryć, że moja essencomania trochę się uspokoiła :)
OdpowiedzUsuń@Pretty mix, zdradzisz, co to za produkt?
OdpowiedzUsuń@malenka, cienie z circus circus były bardzo dobre, niestety przez plastikowe opakowanie dość szybko wyschły - przy szklanych tak się nie dzieje.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie mam żadnego z tych produktów. A jeśli chodzi o essence to chyba nie trafił mi się jeszcze jakiś większy bubel (co najwyżej nie odpowiadał mojemu gustowi ;)).
OdpowiedzUsuńpolecasz jakiś tusz do rzęs z essence? :)
OdpowiedzUsuńMyślałam że te cenie beda lepsze ;/
OdpowiedzUsuńKiedys mialam cisnienie na Essence ze wzgledu na niskie ceny i limitowanki, a teraz chyba nawet nie mam ani jednego kosmetyku od nich...
OdpowiedzUsuń@Raspberry andhair, tak! Moi dwaj ulubieńcy wszech czasów to I love extreme volume i multi action, a od niedawna szaleję na punkcie kolorowych colour flash :)
OdpowiedzUsuńA te cienie mają takie ładne kolory, szkoda.
OdpowiedzUsuńja osobiście najbardziej tęsknię za limitowaną serią Vampire's Love. Wspaniały dobór kolorów jak dla mnie (ciemne przede wszystkim! Nienawidzę jasnych kolorów, w szczególności pasteli) i produkty dobrej jakości - kupiłam prawie wszystko. Nie miałam z tej serii tylko dwóch lakierów, pudru do rzęs i jednego lipstaina.
OdpowiedzUsuńObecnie stoję przed szafą essence i nie kupuję absolutnie nic. Po prostu nic mnie nie zachęca.
@Lair of Spades, to rzeczywiście była bardzo udana seria, zwłaszcza lipstainy dobrze wspominam :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kosmetyki essence, dobrze wiedzieć czego nie warto kupować :3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo kredka do oczu essence sun club, 100% splash - proof w kolorze 01 ultra black. Ciężko jest ją zatemperować, a jeśli jakimś cudem się uda to narysowanie nią jakiejkolwiek kreski jest niemożliwe
OdpowiedzUsuńO widzisz, a mi się bardzo podobał efekt sorbetów. :)
OdpowiedzUsuń@Pretty mix, miałam kiedyś trzy kredki Sun Club i szybko się ich pozbyłam, tu wpis na ich temat: http://www.lusterko.net/2011/09/nie-polecam-swatches-wycofywany-produkt.html
OdpowiedzUsuń@Coruja, no widzisz, mnie efekt nie zadowolił, dużo zależy od oczekiwań :)
OdpowiedzUsuńooo, szkoda, że wtedy Cię nie znałam :) ja swoją kupiłam z rok temu i z tego co pamiętam była na półce ze stałą kolekcją.. muszę zwrócić uwagę przy okazji, czy jeszcze ona jest dostępna w sprzedaży
OdpowiedzUsuńKredek nie znam, ale macałam sobie testery cieni w szafie Essence i swatche mi się bardzo nie podobały - słaba pigmentacja do tego stopnia, że nie chciało mi się sprawdzać trwałości czy stopniowania efektu.
OdpowiedzUsuń@katarzyna.marika, nawet nie wiedziałam, że są testery do tych cieni - plus dla essence, więcej osób uniknie zakupu bubla :)
OdpowiedzUsuńJa mam chyba tylko wysuszacz i lakier do paznokci z essence :) I to wsio, jakoś nie zachwycila mnie ta marka na tyle, aby za nią szaleć ;)
OdpowiedzUsuńJa też miałam jeden z tych cieni 3D srebrno-różowy. I masz rację, jest bardzo słaby, a wygląda na dość fajny. Nie odradzam stanowczo, ale też nie zachęcam. Sorbety też słabiutkie a wyglądały na mega fajne... :( Mimo to niektóre produkty essence są mega i zasługują na pochwałę, jedna tak jak wspomniałaś nie wszystkie..
OdpowiedzUsuńA tak się zastanawiałam nad tymi sorbetami. Kurcze, szkoda ;(
OdpowiedzUsuńEssence jest 1 z moich ulubionych firm, bardzo dobrze, że ostrzegasz przed ich bublami, nie chciałabym wyrzucić pieniędzy w błoto. A co do kredek long lasting to zdecydowanie mój faworyt jeśli mówimy o szybkim i subtelnym podkreśleniu oka :)
OdpowiedzUsuń@Agnieszka Adamek, uwielbiam te kredki, mam ich cały zestaw :)
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że kremowe sorbety zbierały sporo pochwał, aczkolwiek mnie zawsze wydawały się zbyt błyszczące i delikatne ;) szkoda też że kredka jest słaba, bo tusz z tej serii jest moim ulubionym i myślałam, że i reszta jest na podobnym poziomie...
OdpowiedzUsuń