poniedziałek, 23 marca 2015

Kosmetyki do makijażu, które zabrałam do Paryża

Na początku tego roku opublikowałam ważny dla mnie wpis, który zatytułowałam 2015 ROKIEM SPEŁNIANIA MARZEŃ. Zdradziłam w nim między innymi, że pod wpływem chwili postanowiłam zrealizować jeden z punktów na liście rzeczy do zrobienia przynajmniej raz w życiu i kupiłam bilety do Paryża! Na ten weekend musiałam poczekać ponad dwa miesiące, ale kiedy już nadszedł, cieszyłam się każdą jego chwilą. Jeśli śledzicie mój instagram, wiecie już, że wyjście na wieżę Eiffela było pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po przyjeździe. Uczucie, które mi towarzyszyło, kiedy znalazłam się na samej górze, było nie do opisania! Kilka osób, słysząc o moich planach, pytało, czy opłaca mi się lecieć do Paryża na dwa dni - że za krótko, szkoda czasu w podróży i pieniędzy. A ja wam powiem tyle: te dwa dni były wypełnione taką ilością fantastycznych momentów, że z czystym sumieniem mogę powiedzieć - nie żałuję! Ludzie, nie odkładajcie spełniania swoich marzeń na nieokreślone "kiedyś". Nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam przyszłość (staram się brzmieć jak najmniej banalnie, ale czasem mi nie wychodzi), więc trzeba wykorzystywać każdą okazję. Oczywiście, że sama mam z tym problemy, ale staram się i w tym roku całkiem nieźle wychodzi mi nieodkładanie wszystkiego na później.

No dobra, ale miało być o kosmetykach. Mój wyjazd zbiegł się w czasie z propozycją Annabelle Minerals, żebym napisała na blogu coś na temat ich produktów. Krótko przed wylotem dotarła do mnie paczka, w której znalazłam podkład, korektor i róż, a także trzy pędzle. Od razu wiedziałam, że wezmę te kosmetyki ze sobą do Paryża. Jeśli latacie tylko z bagażem podręcznym, z pewnością wiecie, jak wkurzające bywa wożenie ze sobą płynnych produktów - trzeba pamiętać, żeby je osobno zapakować, potem wyjąć w trakcie kontroli, jednocześnie zdejmując buty, pasek, zegarek, wyciągając z kieszeni telefon, klucze, portfel, a na dodatek szukając karty pokładowej, którą jeszcze przed chwilą mieliście w ręce, a teraz nigdzie jej nie ma.


W ogóle myślę, że sypkie produkty to najlepszy wybór na podróż. Pomijając już samo to, że nie są płynne, więc nie trzeba się nimi przejmować w trakcie kontroli na lotnisku, mają wiele innych zalet. Ja wzięłam ze sobą pełne opakowania, bo po prostu chciałam im zrobić zdjęcia, ale spokojnie można odsypać dowolną ilość produktów do małych pojemniczków (np. po próbkach kosmetyków lub takich kupionych w zestawach podróżnych), dzięki czemu zaoszczędzamy miejsce i odciążamy kosmetyczkę. No i warto wspomnieć o jeszcze jednym - możemy być pewni, że nasz ulubiony prasowany róż nie skończy w kawałkach (komu nie zdarzyło się to choć raz?).


W kosmetyczce, którą zabrałam ze sobą do Paryża, poza produktami Annabelle Minerals z kosmetyków kolorowych znalazł się jeszcze tylko tusz do rzęs i błyszczyk. Nie potrzebowałam wielu produktów, w końcu to były tylko dwa dni, a podkład, korektor i róż Annabelle Minerals zapewniły mi ładny wygląd cery.


Podkład Annabelle Minerals dostępny jest w trzech rodzajach i dziewięciu odcieniach. Ja wybrałam dla siebie najbardziej chwaloną wersję kryjącą w idealnym dla mojej jasnej cery odcieniu Golden Fairest. Produkt jest dostępny w dwóch pojemnościach (4 lub 10 g), można też zamówić próbki różnych odcieni po 1 g. Producent sugeruje, żeby nakładać go pędzlem flat top. To było moje pierwsze zetknięcie z mineralnym podkładem, więc musiałam nauczyć się go aplikować. Pierwsze użycie było klapą - produkt rozprowadziłam nierówno i nie wyglądało to dobrze. Dość szybko ogarnęłam jednak technikę, która zapewnia mi równomierne średnie krycie bez efektu maski. Tak jak wspomniałam, kolor idealnie pasuje do mojego odcienia cery, więc wygląda dobrze nawet wtedy, kiedy makijaż robię w pośpiechu (a nie ukrywam, że w Paryżu nie chciałam marnować ani minuty na przejmowanie się makijażem idealnym w każdym calu).


Drugim produktem, który do mnie trafił, był korektor, który jest dostępny w trzech odcieniach (4 g), ale można zamówić również wzornik wszystkich kolorów w woreczkach strunowych. Początkowo chciałam oczywiście zdecydować się na najjaśniejszy, ale w porę przejrzałam swatche na blogach i doszłam do wniosku, że za bardzo wpada on w zielone tony. Wybrałam więc Medium i był to strzał w dziesiątkę. Ten kolor idealnie maskuje moje cienie pod oczami. Nie chcę zapeszać, ale korektor Annabelle Minerals ma szansę stać się moim dużym ulubieńcem - wygląda bardzo naturalnie.


Na koniec zostawiłam mój typ numer jeden z całej trójki, czyli róż. Po przeglądnięciu dziesiątek swatchy na różnych blogach zdecydowałam się na odcień Romantic. Jeśli chodzi o róże, przechodziłam w trakcie mojej makijażowej przygody różne fazy. Przez ostatnich kilka lat najczęściej wybierałam mocno napigmentowane produkty, z którymi trzeba było uważać, żeby nie uzyskać przerysowanego efektu. Ostatnio jednak chętniej sięgam po bardziej naturalne odcienie i ten blady, chłodny róż idealnie wpisał się w ten trend. To taki super bezpieczny wybór dla jasnych karnacji. Wygląda bardzo naturalnie i naprawdę nie da się z nim przesadzić, więc będzie świetny również dla początkujących. Efekt - promienna, ożywiona cera. Bardzo, bardzo mi się podoba ten produkt i od kiedy go mam, sięgam po niego codziennie.

Z Paryża wróciłam bogatsza o dziesiątki wspaniałych wspomnień i oczywiście o dowód na spełnienie jednego z moich marzeń - bilety na wieżę Eiffela! Schowałam je do pudełka z moimi najcenniejszymi skarbami i mam nadzieję, że ten niezapomniany weekend był zapowiedzią kolejnych cudownych rzeczy, które czekają mnie w tym roku.

Przesyłam wam moc pozytywnych myśli znad możliwie najbardziej paryskiej przekąski - kawy i croissanta :) A jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia z Paryża, zapraszam na mojego instagrama.